Na ratunek - szampon Petal Fresh Tea Tree

Na ratunek - szampon Petal Fresh Tea Tree


Przez ostatnie tygodnie dosłownie ratowałam moją skórę głowy i włosy po używaniu szamponu w kostce Auna, który ostro dał mi popalić.
Jak ja się zawiodłam, to mało powiedziane, zostałam z suchymi jak siano włosami, przesuszonym skalpem, na którym zaczęła się robić skorupa.
Na szczęście w podobnych sytuacjach (po nie do końca udanych testach włosowych nowości) mam zawsze rezerwową butelkę szamponu Petal Fresh z olejkiem z drzewa herbacianego.


Jak działa?
Na początku byłam załamana sytuacją bo już nie pamiętam kiedy było aż tak źle z moją czupryną :(.
Ale nie można było się mazać tylko szybko zacząć działać.
Szampon dość mocno jak dla mnie się pieni, zapach jest taki ziołowo-miętowy, bardzo świeży.
Dobrze oczyszcza skalp, koi skórę, pozbył się z niej suchej łuski i strupków.
Po umyciu czuć spore odświeżenie i to że skóra jak i włosy są czyste, ale nie przesuszone.
Nie unosił mi jakoś specjalnie włosów ale też nie robił "przyklapu". Co drugie trzecie mycie nakładałam na końcówki odżywkę bo były przesuszone już wcześniej przez wspomniany "szampon" z Auna i tu nie zauważyłam zmiany na plus czy na minus.
Spokojnie domywał mi olej, świeżość włosów utrzymuje się 2-3 dni (w tej kwestii nadal wygrywa szampon w kostce ze skrzypem z Naturologii)
Jest bardzo wydajny i przede wszystkim dostępny w drogeriach :)

W składzie nie znajdziemy parabenów, siarczanów (SLS, SLES), GMO, petrochemikaliów, ftalanów i sztucznych barwników. Posiada zrównoważone pH. Jak wszystkie ich produkty nie jest testowany na zwierzętach i jest odpowiedni dla wegetarian.

Czy będę wracać, oczywiście bardzo mi pomógł w odzyskaniu dawnego stanu skóry i włosów.


INCI: Aqua (Water), Sodium Lauroyl Methyl Isethionate (Derived from Coconut), Betaine, (Derived from Sugar Beets), Sodium Cocoyl Isethionate (Derived from Coconut Oil), Ammonium Cocoyl Isethionate (Derived from Coconut Oil), Hydroxypropylcellulose (Derived from Cotton Fiber), * Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Flower/Leaf/Stem Extract, Orbignya Oliefera (Babassu) Seed Oil, Tocopheryl Acetate (Vitamin E), Caprylic/Capric Triglyceride (Derived from Coconut Oil), Panthenol (Vitamin B5), Glycerin (Derived from Vegetable Oil),*Tussilago Farfara (Coltsfoot) Flower Extract, Achillea Millefolium (Yarrow) Extract, *Equisetum Arvense (Horsetail) Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, *Althaea Officinalis (Marshmallow) Leaf Extract, *Chamomilla Recutita (Chamomile) Flower Extract, Melissa Officinalis (Lemon Balm) Leaf Extract, *Thymus Vulgaris (Thyme) Extract, Polysorbate 20 (Derived from Coconut Oil), Citric Acid (Derived From Citrus Fruit), Dehydroacetic Acid (Derived from Cane Sugar), Ethylhexylglycerin (Derived from Vegetable Oil), Sodium Chloride (Derived from Salt), **Fragrance.

*Certyfikowane składniki organiczne, **Naturalne kompozycje zapachowe
Must have na upały - naturalny dezodorant Senkara

Must have na upały - naturalny dezodorant Senkara


Uff... jak gorąco, przyda się dobry dezodorant! Jeśli chodzi o mnie to już dawno zamieniłam drogeryjne antyperspiranty na bezpieczne dezodoranty, z naturalnymi składami. Oczywiście nie była to łatwa droga i trzeba było szukać tego, który sprawdzi się najlepiej.
Przeszłam przez dezodoranty różnych firm, takie w sztyfcie, w tubce, w słoiczku, w kremie, w płynie.
Za każdym razem był jakiś problem :(. Od najbardziej podstawowych - brudzenie ubrań i nieradzenie sobie z przykrym zapachem. Po podrażnienie skóry i to różnego rodzaju, krostki, pieczenie.


W zeszłym roku trafiłam na swój ideał, ałunowy dezodorant w płynie z Coslys, nie trzeba było za każdym razem kupować nowego opakowania tylko uzupełniacz do niego co było bardzo fajnym rozwiązaniem. 
Kiedy miałam końcówkę kolejnego wkładu chciało mi się zmiany szczególnie, że ten już długo był na warcie :)
I tak weszłam w posiadanie naturalnego dezodorantu w kremie Bergamota od Senkary szczególnie, że już wcześniej na targach przykuł moją uwagę i ciekawa byłam jak wypadnie w starciu z moim ulubieńcem.

Muszę Wam powiedzieć, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, jest ze mną ponad 2 miesiące i z całą pewnością już się zaprzyjaźniliśmy. Przeszliśmy razem czas chłodniejszy i taki jak teraz ekstremalnie gorący, nie zawiódł.

Jak działa?
Pamiętajcie jest to dezodorant, a nie antyperspirant czy bloker dlatego szczególnie w upały możecie się pocić i on tego nie powstrzyma tylko lekko ograniczy, ale na pewno będzie zapobiegał nieprzyjemnemu zapachowi.
Pierwsze co poczułam jak otworzyłam słoiczek to niesamowity zapach trawy cytrynowej, czym mnie ujął ponieważ to mój ulubiony aromat, później w ciągu dnia jest wyczuwalny ale minimalnie.
Sam produkt jest raczej zbity, na szczęście jest dołączona szpatułka i nie trzeba w nim grzebać paluchem :)
Jak dla mnie jest bardzo wydajny, potrzebuję na pachę ilość mniej więcej polowy małego paznokcia, małego paznokcia u dłoni. Bardzo dobrze się rozprowadza w kontakcie ze skórą, są wyczuwalne małe grudki co mi w ogóle nie przeszkadza.
Dobrze się wchłania, nie klei się i nie brudzi ubrań co ważne :)
Zapobiega brzydkiemu zapachowi, w chłodniejsze dni miałam pachy zupełnie suche, teraz już tak nie jest wiadomo pocę się co jest normalnym, zdrowym objawem.
W składzie znajdziecie tapiokę, masło shea, masło mango, sodę oczyszczoną, olej kokosowy oraz naturalne olejki eteryczne z bergamotki, trawy cytrynowej i skórki pomarańczy (dokładny skład niżej).


Dezodorant dba nie tylko o to o co powinien, ale również o skórę pod pachami, jakie było moje zdziwienie kiedy ogoliłam pachy maszynką (co zdarza mi się raz na kilka tygodni ze względu na depilację światłem IPL) z rozpędu przejechałam po nich dezodorantem i... nic :) kiedy do mnie dotarło co zrobiłam, szykowałam się na pieczenie i podrażnienie, ale nic takiego nie było (kolejny plus).

Jeśli szukacie zdrowej alternatywy do drogeryjnych dezodorantów, które zaburzają normalne funkcjonowanie gruczołów potowych, co prowadzi do różnych konsekwencji zdrowotnych, to tego gagatka mogę Wam z czystym sumieniem polecić. Bergamota zostaje ze mną :)


INCI: Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Tapioca starch, Sodium bicarbonate, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Cocos nuciferac (coconut) oil, Citrus Bergamia Peel Oil Expressed, Tocopheryl acetate, Cymbopogon flexuosus, Citrus Aurantium Dulcis Peel Oil Expressed, Limonene*, Linalool*, Citral*, Geraniol*, Eugenol*, Isoeugenol*

*składniki naturalnych olejków eterycznych



Maska enzymatyczna? Tak proszę!

Maska enzymatyczna? Tak proszę!

Bardzo lubię maski, peelingi enzymatyczne, które za zadanie mają złuszczanie aktywnymi substancjami (kwasami z owoców) martwego naskórka, oczyszczenie i wygładzanie naszej skóry.
Moje odkrycie zeszłego roku czyli maska enzymatyczna AVA Laboratorium, miałam względem niej spore oczekiwania i się nie zawiodłam. Działa trochę jak 2 w 1 peeling enzymatyczny, a z drugiej strony ze względu na bazowy składnik czyli białą glinkę, działa jak maseczka :)


Jak działa:
Bazą maski jest biała glinka (kaolin), do tego enzymy z papai i ananasa (papaina, bromelina), które rozpuszczają martwy naskórek, oczyszcza i odblokowuje zatkane pory, przygotowując naszą skórę na kolejne kosmetyki.
Bardzo dobrze się nakłada i rozprowadza na twarzy, ma dosyć mocny zapach, ale mi odpowiada.
Nałożoną zostawiam ma 15 minut, nie więcej. Na samym początku czuć lekkie szczypanie, ale nie jest to coś czego nie można wytrzymać i raczej przy tego typu produktach tak jest.
Po zmyciu skóra jest lekko zaczerwieniona co szybko schodzi, można jeszcze pomóc sobie hydrolatem dla ukojenia, ja również używam go do nawilżania w czasie zasychania maski, żeby nie było dużego poczucia ściągnięcia.
Trochę się kruszy, ale nie jest to dla mnie jakieś problematyczne.
Oprócz właściwości złuszczających, które na moje oko są dosyć spore, bardzo dobrze wygładza i nie przesusza skóry (co miało miejsce przy podobnych kosmetykach wcześniej).
Nie podrażnia mi zmian, jeśli coś mi wyskoczy. Efekt oczyszczenia i rozjaśnienia jest znaczny. 


Jestem baaardzo zadowolona i wracam, jak jestem w Hebe wrzucam do koszyka szczególnie w sezonie jesienno - zimowym.
Wiem, że w składzie znajduje się konserwant Phenoxyethanol, ale jak mówiłam maska mnie nie wywołuje u mnie podrażnień czy wyprysków, nie mam żadnych negatywnych efektów, więc nie dajmy się zwariować :) (dokładny skład poniżej)

INCI: Aqua, Kaolin, Diatomaceous Earth, Bentonite, Ananas Sativus Fruit Extract, Carica Papaya Fruit Extract, Parfum, Maltodextrin, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Cl 77891
Ukochany krem pod oczy

Ukochany krem pod oczy


W zeszłym roku na tragach kosmetycznych zainteresowała mnie polska manufaktura kosmetyków Be.Loved na której czele stoi przemiła pani Kinga, którą udało mi się poznać. Dostałam kilka próbek kosmetyków do przetestowania na spokojnie w domu z czego się bardzo cieszę, założycielka marki ma bardzo indywidualne podejście do klienta co jest niesamowitą wartością, tak rzadką w dzisiejszych czasach. Po próbce kremu pod oczy papaja mango wiedziałam, że muszę zaopatrzyć się w pełnowymiarowe opakowanie :)
I tak zaczęła się moja przygoda z Be.Loved.


Jak działa?
Przeciwzmarszczkowy krem pod oczy papaja mango, właściwie to delikatny mus, jest bardzo bogaty ale nie tłusty, czy ciężki, taki mięsisty bardzo nawilżający, świetnie się wchłania.
Raz na jakiś czas nakładam sobie grubszą warstwę podczas wieczornego spa, to co zostaje wklepuję i kładę się spać. Doskonale wygładza i lekko napina skórę.
Kolejny plus - nie mam problemu z nakładaniem pod makijaż mineralny, nic mi się nie roluje, nie ścina.
Działa też jak pogotowie ratunkowe po jakiejś gorszej nocy, idealnie sprawdza się z zimnym rolerem, to jest dopiero ukojenie mmm...
Skóra wokół oczu jest widocznie zregenerowana i dobrze nawilżona.
Wystraszyłam się trochę ilości bo słoiczek był wypełniony po brzegi, dlatego czasem nakładam go sobie też na policzki (które są potem gładkie jak pupcia niemowlaka), bo boję się, że nie zużyję na czas, ponieważ jest bardzo wydajny.

Znajdziecie w nim moc naturalnych składników, oprócz oczywiście ekstraktu z mango i papai, ekstrakty z granatu, zielonej herbaty, kofeiny, probiotyki oraz biofermenty z rzodkwi, aceroli i kakao (szczegółowy skład poniżej).

Po 2 latach używania mojego niezastąpionego kremu pod oczy z Madary, przyszła dobra zmiana, a już myślałam, że nic go nie przebije.


Kosmetyki Be.Loved są ręcznie robione zapakowane w słoiczki z ciemnego szkła, aby chronić ich zawartość  przed promieniowaniem UVA i UVB, przedłużając tym samym ich okres przydatności.

Co wyróżnia markę oczywiście dbałość o szczegóły, dobór składników i to nie byle jakich w kosmetykach nie znajdziecie silikonów, parabenów, syntetycznych kolorów, sztucznych zapachów, olejów mineralnych, i tak dla informacji nie są testowane na zwierzętach :)

Trzeba uważać kosmetyki od pani Kingi są silnie uzależniające i mają już swoich psychofanów ;P obawiam się ze powoli zbliżam się do tego stanu i jeszcze nie raz się tutaj spotkamy ;)


INCI: Rosa Damascena Flower Water, Pelargonium graveolens flower/leaf/stem water, Carthamus Tinctorius (Olej z krokosza barwierskiego), Persea Gratissima (Avocado) Oil, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Rosa canina (Rosehip) seed oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Rhus Succedanea Fruit Wax, Aqua, Lactobacillus Ferment Lysate, Camellia Sinensis Leaf Extract, Punica Granatum Extract, Lactobacillus Ferment, Caffeine, Lactobacillus/Acerola Cherry Ferment, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate,  Lactobacillus/Cocoa Fruit Ferment Filtrate, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract, Tocopherole, Panthenol, Niacinamide (vitamin B3), sodium hyaluronate, hyaluronic acid, *Benzyl Alcohol, Salicylic Acid, Glycerine, Sorbic Acid* (ECOCERT preservative)


Copyright © 2019 ecobabka na tropie...