Pędzel Bamboo Kabuki Brush od Nunu Beauty

Pędzel Bamboo Kabuki Brush od Nunu Beauty


Bardzo rzadko można zobaczyć u mnie kolorówkę, czy jakieś akcesoria do niej, jeśli już o czymś wspominam to są to rzeczy po prostu dobre, na które wiem, że zawsze mogę liczyć, a z takimi jest ciężko. O pędzlach Nunu Beauty myślałam już dobry rok, jednak zawsze stało coś na drodze.
W zeszłym roku na targach Ekocuda wreszcie mogliśmy się poznać i wróciłam do domu z pędzlem kabuki :)


Jeśli chodzi o samą markę, to robi ona dużo jeśli chodzi o środowisko. Jak zobaczycie na kolejnych zdjęciach każdy pędzel zapakowany jest w taką tekturową tubę, nadającą się do ponownego wykorzystania na co tylko chcemy i również do ponownego przetworzenia.
Produkty ich posiadają certyfikat Viva co oznacza, że są dobre dla wegan i wegetarian, dodatkowo wspierają organizację Treedom adoptując nowo posadzone drzewa. 
Żródło: https://nunubeauty.eu/

Włókno z którego wykonane jest włosie to nylon, więc przy produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę, dodatkowo nie uczula oraz jest doskonałe do każdego rodzaju skóry. Uchwyt to w 100% ekologiczny i odnawialny bambus. Do opakowań nie ma dołączonych żadnych ulotek, cała instrukcja jest na opakowaniu, zgodnie z filozofią firmy, żeby oszczędzić jak najwięcej drzew.


Sam pędzel, jaki to jest puszek i miziak... jest taka różnica w miękkości między nim, a np. Ecotools, Blend It czy Real Techniques, aż niewiarygodne, że nie jest to naturalne włosie.
Odczucia są mega przyjemne puchacz przy zetknięciu ze skórą jest bardzo delikatny, nie ma mowy o żadnym podrażnieniu.
Włosie jest bardzo zbite i sam pędzel jest szerszy w porównaniu do moich poprzednich pędzli dlatego też inaczej się nim pracuje. Mój makijaż bazuje na sypkich minerałach i wydaje mi się, że ten pędzel jest do nich stworzony. Przeznaczeniem jego był puder, ale nie była bym sobą gdybym nie sprawdziła jak się zachowa z bronzerem czy różem :)
Przy jednej warstwie daje delikatny efekt, dobrze rozprowadza na skórze kosmetyk, w zależności od tego jaki efekt chcemy uzyskać i rodzaj krycia, można nałożyć więcej warstw. Nie zostawia zbyt dużo produktu, jeśli wykorzystam go do konturowania, nigdy nie zostawi mi plamy, czy jakiegoś niekształtnego placka, efekt jest delikatny i wygląda bardzo naturalnie co lubię.
Tak sobie myślę, że to może być fajna opcja na wyjazdy, jeden pędzel do wszystkiego :) sprawdzę. 
Mycie znosi z godnością nie gubi włosia, żadne włoski mu nie odstają, rączka też zachowuje się bez zarzutu.


W sumie jedyne do czego mogę się przyczepić to, że dłużej wysycha od pozostałych pędzli, co jest dosyć zrozumiałe biorąc pod uwagę konstrukcję i wchłania więcej kosmetyku niż moi rzadsi koledzy.


Nie zmienia to faktu, że to nie będzie jedyna sztuka w mojej kolekcji koniecznie muszę przygarnąć przynajmniej jeszcze jednego braciszka ;P jakość wykonania jest obłędna.

A Wy macie jakichś ulubieńców? Dajcie znać?


Suchy olejek do zadań specjalnych Huile Prodigieuse Nuxe

Suchy olejek do zadań specjalnych Huile Prodigieuse Nuxe

Lubicie olejki do ciała? Przyznam, że ja jakoś nie jestem olejkowa, niestety tyczy się to ciała, twarzy jak i włosów, OCM nie jest dla mnie, olejowanie włosów to raczej konieczność niż przyjemność, a do ciała jeśli już to tylko balsam. Dlatego olejek z Nuxe długo czekał na swoją kolej, to jeszcze zeszłoroczny prezent urodzinowy :)


Jak się okazało moja zwłoka w tym temacie była niepotrzebna, zostałam zaskoczona na początek obłędnym zapachem, a później działaniem. Ale po kolei...
Ja miałam w zestawie tą standardową wersję Huile Prodigiuse, bez drobinek, którą odpaliłam pod koniec lata, kiedy moja skóra miała gorszy okres pod kątem przesuszenia i chciałam ją trochę podrasować, ale ze względu na upał to musiało być coś, co nie zostawi warstwy, na którą nie będę mogła nic ubrać. Dziewczyny polecały właśnie Nuxe.


Jak działa?
Stosowany na dzień z całą pewnością może zastąpić perfumy, ponieważ zapach jest dość intensywny, zmysłowy, kobiecy.
Do ciała sprawdził się rewelacyjnie, nogi wyglądały pięknie, nie na tłuste tylko ładnie rozświetlone, delikatnie nabłyszczone do szortów czy sukienki idealnie.
Jeśli chodzi o twarz, pod makijaż mineralny to zupełnie mi się nie nadawał, minerały mi się na nim nie trzymały :), bardzo szybko się wyświecałam i źle to wyglądało.
Natomiast na noc, bardzo dobrze sobie radził, kilka kropli zamiast serum, czy kremu było dla mnie wystarczające i nic więcej już nie nakładałam, twarz na drugi dzień ładnie wygląda jest nawilżona
Lubiłam go też bardzo do masażu twarzy rollerem, wtedy się czułam jak w luksusowym Spa :)

Jeśli chodzi o włosy używałam go jako serum do zabezpieczania końcówek, jakoś na całe włosy było mi go szkoda, chociaż jest bardzo wydajny i nie wyobrażam sobie dużej 100 ml. wersji.
W sumie dopiero niedawno go skończyłam przypominając sobie lato gdy za oknem szarówka i nie wiadomo czy to zima czy jesień.


Tak szczerze mówiąc jak na kosmetyk tylko do ciała to jest stanowczo za drogi i tylko do takich celów bym go nie kupowała, ale jeśli się do niego podejdzie jak do wielozadaniowca to czemu nie z całą pewnością do niego wrócę.


INCI: Coco-Caprylate/Caprate, Dicaprylyl Ether, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Corylus Avellana (Hazel) Seed Oil, Camellia Oleifera Seed Oil, Parfum/Fragrance, Tocopherol, Borago Officinalis Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Hypericum Perforatum Flower/Leaf/Stem Extract, Solanum Lycopersicum (Tomato) Fruit Extract, Benzyl Salicylate, Linalool, Limonene, Citronellol, Geraniol [N2206/B]




Nie bój się kwasu... hialuronowego :)

Nie bój się kwasu... hialuronowego :)


Macie jakiś kosmetyk lub surowiec kosmetyczny, bez którego nie moglibyście wyobrazić swojej codziennej pielęgnacji? Ja mam... drugiego takiego wielozadaniowca ze świecą szukać :)
Kwas hialuronowy, dzięki swoim właściwościom hamuje utratę wody, dogłębnie nawilża, wspomaga regenerację naskórka, wygładza i zmiękcza skórę. Łączy ze sobą włókna kolagenowe i elastynowe w skórze właściwej i wiąże cząsteczki wody. Zwiększa jędrność i elastyczność naszej skóry, przez co ma lekkie działanie przeciwzmarszczkowe.


Jak działa?
Ja stosuję kwas w stężeniu 3% czyli tym gęstszym i trójcząsteczkowy dzięki czemu działa na wielu płaszczyznach skóry, ponieważ jest mieszanką  trzech rodzajów cząsteczek:) wielkocząsteczkowy, małocząsteczkowy, ultramałocząsteczkowy. 
Każdy rodzaj cząstek jest odpowiedzialny za inny obszar wspierania skóry, różnicą jest głębokość ich docierania, najmniejsze cząsteczki docierają najgłębiej.

Sprawdza się u mnie jako dodatek do serum, lub do kremów, mieszam go też z ulubionymi olejami, ponieważ pomaga w przenikaniu składników aktywnych do głębszych warstw skóry.
Czasami dodaję go również jako dodatek do masek na włosy i do glinkowych na twarz.
W zależności od potrzeb, wystarczy już  1-2 krople dla osiągnięcia fajnych efektów, wszystko zależy od tego w jakim stanie jest wasza skóra. 

Nie wywołuje żadnych podrażnień czy reakcji alergicznych.
Kwas hialuronowy stosowany jest w medycynie, np. przy leczeniu ran i blizn, dlatego, że stymuluje powstawanie komórek, pobudza ich wzrost w obszarach gdzie doszło do zranienia. Nawet bardzo ciężko gojące się blizny stają się mniej widoczne.


INCI: Aqua, Sodium hyaluronate, Hyaluronic acid, Dehydroacetic acid, Benzyl alcohol


Macie jeszcze jakieś fajne sposoby na niego?

Moja droga do less waste

Moja droga do less waste

Od pewnego czasu bardzo mocno rozwija się u nas trend "less waste" czy "zero waste" nawołujący do wykorzystywania tego co mamy w swoim otoczeniu, żeby nie marnować i nie wyrzucać rzeczy które jeszcze są dobre i nam czy komuś innemu mogą się jeszcze przydać.
U niektórych jest to tylko moda na chwilę, bo coś usłyszeli, zobaczyli i można się wypromować co widać u części celebrytów.
Z jednej strony to fajnie bo tym mówią, od tego często się zaczyna, ale jeszcze lepiej wprowadzić rzeczywiście takie zmiany przy codziennych wyborach, żeby coś z tego zostało na dłużej.

Zauważcie, że ten temat to nie jest kwestia kilku ostatnich lat, nasze babcie, czy mamy nie wiedziały nie miały świadomości, że są zero waste ;P 
To było coś naturalnego, tak zostały wychowane i nauczone, żeby nie marnować rzeczy tylko je wykorzystywać, nie wszystko było też dostępne w sklepach i trzeba było sobie jakoś radzić. 
W odróżnieniu od czasów obecnych, kiedy wszystko jest na wyciągniecie reki i już się nie naprawiania zepsutych rzeczy, nie kombinuje się żeby coś dłużej poużywać, tylko kupuje nowe w to miejsce :(

Nam przestawianie się z wszechobecnego konsumpcjonizmu trochę zajęło i nadal zajmuje, ale widzimy zmiany i to jak nasze decyzje wpływają nie tylko na nas.

Najprostszą i jedną z pierwszych zmian jakiej dokonaliśmy w domu to wróciliśmy do mydeł w kostce, co kiedyś było tak naturalne, a nie mydło w płynie tak szeroko teraz dostępne i lubiane.
Jest to zawsze mydło naturalne, z konkretnymi właściwościami, dobranymi do naszych potrzeb czy jak w przypadku Roberta chorób skóry.


Kiedy mam możliwość, wybieram kosmetyki w szkle lub w papierze, tak żeby można było przetworzyć ten materiał ponownie.
Te tutaj kosmetyki pochodzą z mojej kosmetyczki i mają bambusowe opakowania, które z kolei nadają się do uzupełniania.
Jest to bardzo wygodne dokupujesz tylko wkłady, co się znacznie bardziej kalkuluje i cały czas korzystamy z jednego opakowania bazowego:)


W pielęgnacji codziennej zagościły na dobre płatki wielorazowe z bawełny, gdzie jeden płatek można używać ok. 3 miesięcy przy regularnym praniu w pralce. 
Pomyśleć że jeden taki płatek przekłada się średnio na ok. 180 płatków jednorazowych to jakie góry zużytych płatków produkujemy rocznie:(


Są mięciutkie bardzo przyjemne w użyciu i bardzo ładnie się prezentują :)


Nowością za to, są u nas patyczki kosmetyczne bambusowe albo papierowe, co było sporą zmianą, nie wiem czemu na to wcześniej nie wpadłam.


A nasi goście też nie dostają już u nas plastikowych słomek do napojów!


Od dłuższego czasu używamy szczoteczek bambusowych zamiast drogeryjnych jednorazówek, co kilka miesięcy się je wymienia. 
Są całkowicie biodegradowalne nasz niezastąpiony must have na wyjazdach.
Zaczęliśmy zarażać tez rodzinkę i znajomych, z efektami :)


Do toreb wielorazowych nikt nie musiał nas przekonywać, są z nami przynajmniej z dziesięć lat jak nie więcej. 
Nie ukrywam że jest to moje małe uzależnienie :P, mam jeszcze nasze pierwsze torby, które się bardzo dobrze trzymają mimo, że są już leciwe :). 
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z siatkami na warzywa, owoce czy orzechy, takimi na wagę, tu dopiero od paru miesięcy są w użyciu i bardzo sobie je chwalę. 
Nawet mąż się przekonał mimo, że rożnie się na nas patrzą w sklepach :) 
Na takim codziennym przykładzie, dopiero zobaczyliśmy jakie ilości tzw. zrywek na warzywa przewijały się u nas w domu latami, szok.


Na wyjazdy jak i na co dzień mamy zawsze własne butelki, termos, lub kubek termiczny bądź wielorazowy. Tu się dokonała bardzo duża zmiana, też namacalna biorąc pod uwagę ilość naszych śmieci.


Są poręczne, ładnie wyglądają, te stalowe są znacznie lżejsze od szklanych i taka zmiana nie wymaga od nas właściwie żadnego wysiłku, no możne tylko większej torebki lub plecaka.


Wielorazowe naturalne pumeksy-peelingi do stóp, do ciała a nawet do twarzy odkryłam ok. dwa lata temu o czym możecie poczytać tutaj.
Oprócz tego, że jest to bardzo fajnie wyglądający gadżet, wykonany z glinki czerwonej, czy białej jest bardzo higieniczny i wygodny w użyciu. 
Odkąd ich używamy, w naszej łazience nie pojawił się już syntetyczny pumeks z drogerii, który jest na chwilę, bo się kruszy i trzeba kupować nowy. 
Te wymagają jedynie odświeżenia po jakimś czasie w piekarniku, są nie do zdarcia :)


Szamponów w formie kostki używam już prawie od roku tutaj znajdziecie jedną z recenzji, jakie są efekty, jak się u mnie sprawdza takie rozwiązanie. Nie ukrywam, że początki wcale nie były łatwe i trzeba było się przyzwyczaić do trochę innego mycia włosów.


Pozostając w kwestii mycia, a właściwie prania i naturalnych środków czystości, w orzechach pierzemy od kilkunastu lat, kiedy u Roberta pojawiły się problemy skórne, a ja zaczęłam szukać czegoś czym będę w stanie zastąpić chemię w domu.
Domyślam się, że jest to dla Was zaskoczenie i nie tak wyobrażacie sobie tradycyjnie wyglądający środek piorący :)
Tak właśnie wyglądają orzechy piorące (Sapindus mukorossi) pochodzą z Indii i Nepalu gdzie od wieków stosowane były jako naturalny środek do prania jak również do zmiękczania oczyszczania wody.
Ich łupinki zawierają klejącą substancję saponinę, detergent, który odtłuszcza, myje i oczyszcza. Gdy łupinki zetkną się z wodą, naturalne mydło wydziela się i tworzy delikatny roztwór mydlany. Same orzechy mają intensywny zapach - natomiast po rozpuszczeniu wodzie - pranie jest całkowicie bezzapachowe. Możecie dodać do łupin parę kropli olejku zapachowego np. lawendy, lub innego ulubionego. Nie używam płynu do płukania, ponieważ nie jest potrzebny, pranie pachnie neutralnie i jest wystarczająco miękkie i delikatne, więc odchodzą kolejne koszty i śmieci.
Są łagodne dla kolorowych i wielobarwnych tkanin i nie powodują blaknięcia przy wielokrotnym praniu.
Ponadto ugotowany wyciąg z łupin orzecha nadaje się do każdego użycia w pielęgnacji ciała, czy włosów przez jego przeciwbakteryjne właściwości (teraz nie mam tyle czasu, ale robiliśmy szampony na bazie wywaru z orzechów). Możemy ich użyć również w pielęgnacji naszych braci mniejszych są. Dodatkowo Robert używa wyciągu z orzechów do dbania o nasze roślinki, ponieważ wpływa na pozbycie się uciążliwych pasożytów, np. grzybów i mszyc roślin, bez szkodliwych działań ubocznych.
Orzechy piorące są o wiele tańsze niż zwykłe środki piorące przy okazji nie zanieczyszczając ścieków i wody chemią, są surowcem odnawialnym, który dodatkowo rośnie na drzewach, a te absorbują dwutlenek węgla. Łupinki po użyciu są całkowicie biodegradowalne, bez problemu można je wyrzucić na kompost:)


Jak zobaczyłam po sobie i tym co wprowadziliśmy w domu i nie tylko, wszystko jest kwestią wyboru.
Tak naprawdę każdy możne codziennie, małymi kroczkami wprowadzać w życie zmiany, czy weźmiecie kawę na wynos w swoim kubku, czy papierowym z kawiarni. Czy będziecie pić kranówkę przefiltrowaną w domowym filtrze, czy wodę butelkowaną ze sklepu. To nasze codzienne wybory tworzą nawyki i fajnie jak idą w kierunku tworzącym naszą zdrową przyszłość.

Po co nam drugi, czy trzeci telefon, bo pojawił się nowy model?
Dlaczego już nie naprawiamy rzeczy, kiedy się popsują tylko kupujemy nowe?

Od lat mamy zasadę, że to co jest w dobrym stanie, ale nam i nikomu z mojej rodziny się nie przyda, oddaję dalej, czy ubrania, czy zabawki, czy jakieś sprzęty domowe.
Wróciliśmy do robienia codziennych zakupów na bieżąco, nie gromadzimy, nic nam się nie psuje i też nie wyrzucamy jedzenia. A od paru lat regularnie już robię weki na zimę nie tylko dla nas :) jest to też fajna opcja prezentu.

A jak tam Wasze codzienne wybory?

Na ratunek mojej skórze, eliksir wyciszający Moja Farma Urody

Na ratunek mojej skórze, eliksir wyciszający Moja Farma Urody


Kilka razy wspominałam Wam na IG, co realnie poprawiło wygląd mojej skóry, aż się dziwię, że ten olejek nie doczekał się dłuższej recenzji, chyba wzięłam za pewnik, że jest i wszyscy o nim wiedzą ;) Zatem naprawiam moje niedopatrzenie, bo o tak dobrym działaniu musi dowiedzieć się szersze grono :)


Kto jest ze mną dłużnej ten wie, że nie jestem stworzeniem olejowym na co dzień, wolę bogatsze kremy, wodne sera, a olejki wchodzą w grę tylko przy masażach twarzy.
No tak już mam niestety, ale widzę postęp tak jak w tym przypadku, jak już dorwę jakiś dobry olej, gdzie rzeczywiście widać efekty to się go trzymam.

Na markę Moja Farma Urody trafiłam w zeszłym roku, zaciekawiło mnie, że ich kosmetyki można właściwie zjeść :P, tak wiem jak to brzmi, ale taka jest prawda. Wszystkie produkty powstają ze świeżych soków z warzyw, owoców, ziół i świeżych olei też u nich tłoczonych.
Na czele rodzinnej firmy z Podlasia stoi przemiła Pani Monika, którą miałam możliwość poznać osobiście na wiosnę w czasie targów, o czym pisałam. Patrząc na człowieka jest w stanie stwierdzić czego brakuję twojej skórze, zawsze doradzi i pomoże z tym, z czym się borykacie.


Wyciszający eliksir do twarzy przeznaczony jest do cery trądzikowej, mieszanej i tłustej, ma za zadanie ukoić naszą skórę, targaną stanami zapalnymi, mającymi podłoże wewnętrzne ale i zewnętrzne.
U mnie w tej kwestii sprawdza się idealnie, przy skórze mieszanej z tendencją do zmian hormonalnych wynikających z cyklu.
Wcześniej ograniczałam się do preparatów punktowych, lub takich, które przy kojeniu zmian przesuszały inne partie twarzy, co w rezultacie stwarzało kolejne problemy :(
W tym wypadku jest zupeeełnie inaczej

Jak działa?
Właściwie już w pierwszych dniach używania widać efekty, wiadomo że w czasie jednej nocy nie wygoi wszystkich aktywnych zmian, czy śladów po wcześniejszych wypryskach. Na początku jednak zauważycie, że to co było bardzo czerwone, jest jaśniejsze, mniej wypukłe, skóra jest bardziej matowa, ukojona i powstaje mniej stanów zapalnych.
U mnie największe efekty zauważyłam po 2-3 miesiącach regularnego stosowania, ponieważ zajął się bliznami, śladami po jakichś zmianach.
Eliksir zajął się całą moją twarzą, widocznie wszystko wycisza, działa nawilżająco, wygładził skórę, nigdy nie spowodował żadnego podrażnienia czy zapychania.
Konsystencja, jak to przy oleju tłusta w pierwszym zetknięciu, ale u mnie bardzo dobrze się wchłania, nie mówię, że nie zostawia filmu na skórze, ale nie jest to jakieś problematyczne.
Jeśli nałożę 5-6 kropli na noc, to tak, rzeczywiście zostaje warstewka na skórze, jeśli jednak stosuję na dzień te 3-4 krople, to bez problemu nakłam jeszcze inny krem, czy makijaż mineralny, nic nie spływa, nic się nie waży.


Przy tak intensywnym używaniu, starcza mi na miesiąc codziennego stosowania, nie wiem czy to dużo czy mało, może trochę ubolewam nad wielkością bo jest to jednak 10 ml., ale i tak niezmiennie będzie gościł w mojej kosmetyczce, ciężko jest znaleźć kosmetyk, który sprawdzi się nie tylko u młodzieży z cera problematyczną, ale właśnie u osób dojrzałych.

Skład
W środku znajdziemy wyciąg olejowy z pokrzywy, kwiatów nagietka, kwiatów krwawnika, olej z sezamu, gorczycy, konopi, lnianki, wiesiołka, oraz siarkę organiczną
Pokrzywa  zawiera 10 razy więcej witaminy C niż sok z cytryny, co w tym wypadku sprzyja rozjaśnianiu blizn po trądziku, wspomaga tworzenie włókien kolagenowych.
Krwawnik pospolity działa przeciwzapalnie, ale co ciekawsze wybiela skórę, sprawiając żeby blizny potrądzikowe były mniej widoczne.
Nagietek lekarski pomaga w regeneracji tkanek oraz łagodzi stany zapalne, oraz odżywczy olej z konopii.
Aby dodatkowo ochronić skórę w czasie zimnych dni, tak by nie była podrażniona dodany został olej z nasion wiesiołka, który wspaniale regeneruje barierę lipidową naskórka, a to wszystko z dodatkiem najbardziej zasobnego w naturalna witaminę E oleju z lnianki.
Siarka organiczna, poprawia wygląd naskórka, odpowiedzialna jest za gładkość, elastyczność i dobre nawilżenie skóry.



Moja Farma Urody rzeczywiście "karmi skórę"...




Ekocuda vol. 7 Warszawa - relacja

Ekocuda vol. 7 Warszawa - relacja


Kolejna, siódma już edycja targów Ekocuda w Warszawie za nami, emocji było co nie miara, tyle ludzi, energii, zapachów, rzadko kiedy gromadzi się w jednym miejscu, Koneser przeżył istny najazd :)


Wydaje mi się, że ta edycja zgromadziła więcej miłośników naturalnej pielęgnacji niż poprzednia marcowa, a wtedy było to ok 20 tysięcy ludzi.
Jakoś specjalnie mnie to nie dziwi, nasza świadomość rośnie, zaczynamy zmieniać swoje codzienne nawyki pielęgnacyjne, żywieniowe, takie domowe.
Znowu było ponad 180 wystawców więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Tradycyjnie już mogliście śledzić na bieżąco relację z tego wydarzenia na moim IG, więc kto nie dojechał do Warszawy, lub szykuje się na ten weekend do Poznania, może zerknąć jak to wyglądało :)


Właściwie ponownie w większości odwiedziłam konkretne stoiska, gdzie wiedziałam co potrzebuję kupić, dopytać, poprosić o próbki, lub po prostu się przywitać z ludźmi poznanymi przy okazji wcześniejszych edycji :)
Jeśli nie chcecie nic kupować, wcale nie musicie, jedno jest pewne wrócicie do domu z głową pełną informacji, torbą próbek i właśnie nowymi znajomościami.

Znowu poznałam fajnych ludzi, i co edycję trochę ich dochodzi, nie sposób tu wszystkich opisać, ale o kilku osobach muszę wspomnieć i wyróżnić za pozytyw i dobrą energię jaką roztaczają wokół :)

No to lecimy, mam nadzieję ze zdołacie wytrwać do końca relacji ;P

Pierwszą osobą, którą bardzo chciałam poznać, tak na żywo, bo znałyśmy się tylko z IG jest Ania ze swoją marką Ovium, ah co to za osoba... ale od początku.
Ania wpadła na pomysł stworzenia kompostowalnych płatków kosmetycznych z certyfikowanej bawełny organicznej, tzw owieczek :) Jak pomyśleć ile takich drogeryjnych jednorazowych płatków trafia do śmieci to można się złapać za głowę.


Płatki jak mówiłam są wielorazowe, z bawełny organicznej, są bardzo delikatne i miękkie w dotyku, jeden wystarcza na ok. 3 miesiące codziennego użytkowania. Po demakijażu wystarczy go wymyć zwykłym mydłem i odłożyć do wyschnięcia. Płatki można prać w pralce z jasnym praniem.
Bardzo fajna opcja, żeby być bardziej eko na co dzień i nie produkować kilogramów odpadków przy samym demakijażu.


To był ich debiut na targach, jak dla mnie bardzo udany, minimalistyczne stoisko, przez niektórych uważane za skromne i tak przyciągnęło rzeszę ciekawskich i fanów, co mnie nie dziwi bo są to bardzo sympatyczni, mili młodzi ludzie pełni energii, charyzmy i świetnych pomysłów (nawet na krzywe opakowania od owieczek), a przy tym całkowicie skromni.
Bardzo się cieszę, że mogliśmy się poznać!


Niezastąpiony pomocnik Grześ, a prezes został w domu ;P


Do Patrycji z Plantea wpadliśmy tylko się przywitać, pogadać, uwielbiam tu wracać, Robert również, ich kosmetyki świetnie nadają się też dla mężczyzn na czym On oczywiście korzysta. Nowe chrobotkowe stoisko przyciągało. Ich nowość krem Microbiota niesamowity i pssyt będą kolejne nowości :) więcej o kosmetykach znajdziecie tu



Tu też mamy niezły wulkan energii Pan Marcin (na zdjęciu) i Pani Agnieszka czyli Essences, ale u nich energia, ziołowe herbaty, olejki, aromaty, normalnie żywa reklama mocy drzemiących w ziołach ;P Było bardzo miło.


Dziewczyny Mydlarnia Cztery Szpaki, mimo że było jak w ulu i niekończąca się kolejka, zawsze doradzą i podpowiedzą, ja zakupiłam u nich prezenty dla najbliższych.



Do Pani Kingi z Beloved wpadłam tylko zostawić puste opakowanie i się przywitać zawsze miło się tu wraca :*



Natalię, właścicielkę Nowa kosmetyka, udało się poznać dopiero przy okazji tej edycji (na wiosnę się wymigała) wiedziałam już w zeszłym roku, kiedy odkryłam ich serum do skóry głowy HIT (recenzja tu), że warto :) skusiłam się na serum do twarzy i ich nowość tonik z którym idzie gładko - jak ich nie kochać za te nazwy.



A w Naturologia znajdziemy bardzo dobre mydła i ich HIT szampon w kostce (recenzja tu)


Te pędzle chodziły za mną bardzo długo, Nunu Beauty cieszę się mogłyśmy się spotkać.



Tym razem skusiłam się na nowość serum rozjaśniające, do Bosphaera warto zajrzeć po krem do rąk i stóp z mocznikiem. Działa cuda i babeczki do kąpieli - małe dzieła sztuki :)




Do dziewczyn z Resibo zawsze z chęcią wracam, kusiły rabatami, próbkami których nigdy nie żałują i fajnymi boxami, bardzo dobra opcja na prezent, ps piękne stoisko :)



Majru jak zwykle zachwyca pięknymi zapachami, zapomniałam wziąć próbki dezodorantu konopnego, ich nowości więc spotkamy się na wiosnę :)


Dziewczyny z Sylveco dają rade mimo, że było jak w ulu, kto z nas nie miał kosmetyku z Vianka, Duetusa czy Biolaven :)



Do Alkemie też ledwo można było się dopchać.


Panią Monikę stojącą na czele marki Moja Farma Urody poznałam na poprzedniej edycji targów. Tym razem wróciłam po sprawdzone kosmetyki, spróbowałam pysznych olei, które też znajdziecie w ofercie u dziewczyn i chyba z tych emocji, w relacji na IG przemianowałam panią Monikę na Agnieszkę, za co z tego miejsca przepraszam i się czerwienię, dobrze że nie widać :)



BioAgadir czyli nuta orientu na targach, o ich serum poczytacie tutaj.


I kolejne miłe spotkanie oraz poznanie Sisi Bee z Panią Martą na czele kosmetyków nie tyle pielęgnacyjnych, co leczniczych. Receptury dobierane latami i pod kątem własnych potrzeb teraz mogą służyć nam, co mnie bardzo cieszy. Bardzo się cieszę, że udało się spotkać.



Do Bioekodrogeria Wracam po konjacki, kosmetyki Huangjisoo czy Madara :)


Do Bioup wróciłam po kwas hialuronowy, chyba zgodzicie się, że nie ma bardziej uniwersalnego surowca kosmetycznego i dostałam sporą próbkę ich nowości Mango Energy eliksir rewitalizujący z opuncją, granatem i mango oczywiście.



Tym razem chyba najdłuższa kolejka była do Anwen i tym razem ja również w niej stałam :P Tak bardzo chciałam poznać Anię, dopytać o parę rzeczy włosomaniaczkę i właścicielkę marki, bardzo się ciesze ze miałam taką możliwość.


Można się złapać za głowę na widok tej kolejki :)


Na Biofemina zawsze mogę liczyć, wracam po kosmetyki Biofficina Toscana m.in. fenomenalny płyn do demakijażu, szampony, peelingi, odżywki do włosów. Teraz była premiera nowości masek do włosów, oraz perfum do włosów które będą dostępne w przyszłym roku, zapowiada się obiecująco :)



W Yope można było uzupełnić swoje opakowanie na mydło, lub wymienić kilka pustych opakowań na produkty, super.


W Zuzii z takim zapałem opowiadają o produktach. Oczywiście jak widać wszystko z bambusa, nawet chusteczki papier toaletowy, warto zajrzeć.


HelloBottl i ich ekologiczne butelki, kubki i słomki.


Better Land  również znajdziemy masę produktów, dzięki którym zadbamy nie tylko o siebie ale i o środowisko :)



Pani Ela z Senkara jak zwykle w formie :) zwróciłam puste opakowania, oczywiście najwięcej po hydrolatach ;P, czekały rabaty i nagrodzone w tym roku mydło do pędzli (wcale się dziwię, nie zamienię na żadne inne), bardzo fajne zestawy prezentowe, które już wkrótce znajdziecie online.



Aga Niedziałek i Napieknewlosy tłumaczy doradza, objaśnia :P



U Clochee na targach można było zapoznać się z nowymi piankami do mycia twarzy.


Mokosh i żadne zaskoczenie, zawsze wracam po brązujący balsam o niesamowitym świątecznym zapachu :)


W Ecolore feeria kolorów, na pewno dobierzecie coś dla siebie


Mydlovnia gdzie znajdziemy masę naturalnych kosmetyków ja się skusiłam na esencje z Polnego Warkocza.



D'Alchemy ze swoimi niesamowitymi kremami, olejkami, balsamami do skóry wymagającej z oznakami starzenia.


Mydła, hydrolaty, pomady, surowce kosmetyczne wiadomo Ministerstwo Dobrego Mydła


Bardzo mnie cieszy, że przy okazji tej edycji, już znacznie więcej firm zdecydowało się na odbieranie swoich pustych opakowań (ja sama sporo oddałam) w zamian za rabaty, próbki lub pełnowymiarowe kosmetyki, świetna opcja żeby ograniczyć odpadki i poznać firmy z tej lepszej, zielonej strony, brawo...


Wiem, że część z Was narzekała na tłumy i ścisk, ale powiedzmy sobie szczerze... to są targi... wystawców jest coraz więcej, klientów również, bo i świadomość rośnie.
Rzeczywiście do niektórych firm trzeba było dłużej poczekać, ale ja tego jakoś tak drastycznie nie odczułam, ponieważ nie byłam sama i kiedy ktoś czekał do jednej firmy, ja zdążyłam podejść do dwóch innych i tak się dzieliliśmy. Można też umawiać się na odbiór zamówień już wcześniej przygotowanych (robiłam tak przy poprzedniej edycji, lub po prostu pozostać przy zakupach przez internet cicho, szybko i wygodnie.
Tak więc nie przesadzajmy, na Stadion Narodowy jeszcze nie ma sensu przenosić imprezy :)


Do zobaczenia na wiosnę :)

www.ekocuda.com
www.facebook.com/ekocudacom
www.instagram.com/ekocuda

Copyright © 2019 ecobabka na tropie...