Pumeks inny niż wszystkie

Pumeks inny niż wszystkie


Jak tam Wasze stopy? Przygotowane już na sezon letni, czy jeszcze przypominają stopy hobbita ;P
Przy tak pięknej pogodzie jak teraz, chyba szybciej wystawimy je na widok publiczny. Dbacie o nie jakoś specjalnie oprócz pedicure, kremowania na noc i złuszczania. Ja od 1,5 roku używam właśnie czegoś co pomaga w mechanicznym złuszczaniu pod prysznicem i nie kosztuje dużo.


Chciałam Wam pokazać bardzo oryginalny gadżet do pielęgnacji stóp, który można bez problemu kupić w drogerii. Ja swój zakupiłam przy okazji zakupów w Marokosklep, ale bez problemu znajdziecie go w Rossmannie. Produkt jest w 100% naturalny, wykonany jest z marokańskie glinki czerwonej (wypalany w piecu z glinki pochodzącej z gór Atlas w Maroku).
Tradycyjnie używany podczas rytuału hammam w marokańskich łaźniach, bardzo się cieszę, że dotarł również do nas :)


Do tej pory mieliśmy pumeksy ze skały wulkanicznej, jednak widać, że ten glinkowy lepiej radzi sobie z naszymi stopami. Co prawda z bardzo dużymi zgrubieniami sobie nie poradzi, ale przy regularnym używaniu nie ma najmniejszego problemu z usuwanie zrogowaciałego naskórka.
Tracza do ścierania pokryta jest wgłębieniami, które właśnie pomagają usuwać zrogowaciały naskórek. Nie są to ostre krawędzie i przy dobrze namoczonej skórze nie ma możliwości podrapania się. 
Pumeks jest łatwy do uchwycenia, dobrze się prowadzi dzięki wyprofilowanej rączce, raczej nikt nie powinien mieć z tym problemu.
Jest bardziej higieniczny niż te typowe pumeksy syntetyczne, łatwy w czyszczeniu wystarczy po użyciu go wymyć i zostawić żeby sobie wysychał.
Producent określa żywotność i skuteczność produktu na kilkanaście miesięcy u mnie nie był używany, jeden, dłużej niż rok, z tego względu że trzeba uważać ponieważ w razie upadku może się potłuc! 


Rzeczywiście zwraca na siebie uwagę w sklepie, wygląda zupełnie inaczej niż jego drogeryjni koledzy (cena 5-7 zł. w zależności od sklepu). O ile dobrze pamiętam podobne pumeksy były w którejś edycji Naturalnie z pudełka.
Miałyście już z nim do czynienia? Jak się sprawdzał?
Depilacja światłem IPL - co warto wiedzieć

Depilacja światłem IPL - co warto wiedzieć


Pogoda sprzyja :) więc wracam z tematem depilacji, który tak Was zainteresował kilka mieś temu jak na IG pokazałam czego używam do domowej depilacji światłem - IPL (Intense Pulse Light), że do tej pory w wiadomościach dostaję od Was pytania co, jak i dlaczego. Chciałam to wszystko jakoś zebrać i zestawić z moimi doświadczeniami, mam nadzieję że okaże się to w jakiś sposób pomocne w rozwiązaniu wątpliwości.


Jeśli chodzi o depilację w zaciszu domowym przetestowałam chyba wszystkie dostępne metody kremy, maszynkę, wosk, plastry, depilator elektryczny. Jednak zawsze przez różnego typu problemy wracałam do maszynki co było jak wiadomo rozwiązaniem na krótko.
Wszystko się zmieniło za sprawą depilatora świetlnego Braun Silk Expert 5 IPL, jest bardzo prosty w obsłudze, a efekty są rzeczywiście widoczne już po kilku użyciach. Na początku mojej przygody z tym urządzeniem podchodziłam bardzo sceptycznie, powiem krótko naczytałam się o różnych podrażnieniach, łysych placach u dziewczyn które stosują więc czekał dwa lub trzy miesiące na pierwsze użycie (po fakcie wiem ze zupełnie niepotrzebnie).
Teraz nie wyobrażam sobie innej metody depilacji jest to takie wygodne szczególnie w szykowaniu się na sezon, ponieważ najlepiej zacząć przed czasem kiedy skóra będzie bardzo eksponowana na słońcu i kiedy już będzie opalona z racji tego, że depilator sam dostosowuje moc światła adekwatnie do naszej karnacji. Jeśli będzie ona opalona i bardzo ciemna to efekty mogą być bardzo znikome lub nawet żadne.  


Tak jak powiedziałam wcześniej laser sam dostosowuje moc po dotknięciu do skóry, ale nigdy mnie nie poparzył. 
Szczególnie ważne dla mnie jest zachowanie wszelkich zasad bezpieczeństwa, które są wyraźnie podane w instrukcji, dodatkowo też oglądałam filmiki instruktażowe i sporo czytałam, żeby jak najbardziej oswoić temat i zapobiec już na początku jakimś nieporządnym efektom. Domyślam się że sprzęt używany w gabinetach kosmetycznych działa o wiele silniej, ale ten domowy też ma mocne działanie i nie jest zabawką należy o tym pamiętać.

Jak działa?
Niestety trzeba się zawziąć i być regularnym, tylko wtedy widać największe efekty, czyli zredukowanie owłosienia o ok 70 - 80% chociaż miejscami u mnie do 0, a używam niespełna rok. Włoski jeśli odrastają są znacznie cieńsze i miękkie, u mnie skończył się też problem z wrastaniem, myślę że tu swój udział ma szczotkowanie ciała na sucho i regularne peelingi (tutaj tylko zmieniłam sobie grafik, jeśli robiłam peeling w weekend to przez zabiegi laserem przeniosłam zabiegi na środek tygodnia, żeby nie nadwyrężać skóry i żeby nie doszło do podrażnień).
Jestem ciemną blondynką prawie szatynką, włoski nie były u mnie aż tak ciemne ale były. Po ok 7-8 regularnych (co tydzień) sesjach pachy były prawie gładkie. Nogi odpuściły najszybciej bo już po 4-5 sesjach włoski były bardzo przerzedzone. Okolice bikini to najcięższy temat, u mnie odpuszczały najwolniej, ale się nie zrażajcie porostu trzeba poświęcić więcej czasu i podstawowa kwestia regularnie. Nawet jak już nie będzie problemu z nogami i pachami, robić tylko sesję bikini. 
Nie powiem na początku okolice te piekły, czuć było bardziej niż w innych miejscach ciepło, jednak kiedy skórą się przyzwyczaja jest praktycznie bezbolesne. 
Po samych zabiegach nie używam żadnych balsamów, od początku miałam taki system, że w piątek goliłam się maszynką przez noc skóra regenerowała się i zabliźniły się ewentualne ranki. W sobotę rano robiłam zabieg laserem, a na wieczór dopiero smarowałam balsamem jak zwykle. Nie jest to takie skomplikowane, musicie zobaczyć co sprawdzi się u Was najlepiej :)

Do czego mogę się przyczepić to nasadka mogła by być większa, żeby za jednym zamachem naświetlać większy obszar ciała. Brak mi też pokrowca do transportu, dlatego na dłuższe wypady jak już wiem ze czas sesji wypadnie właśnie wtedy jeździ w etui po suszarce ;P
Miałam spory dylemat czy Braun czy Philips szczególnie, że większość sprzętów w domu jest właśnie Philipsa i wiedziałam, że latami nic by mu się nie działo bo żywotność produktów tej firmy jest jakaś kosmiczna. Ale po wielu opiniach, w necie, sklepie i znajomych jednak zdecydowałam się właśnie na ten i jak na razie nie żałuję (w edycji, którą dostałam była jeszcze elektryczna szczoteczka do twarzy z bardzo fajnym mięciutkim włosiem, za to z dziwnym zapachem i dlatego użyłam jej tylko parę razy, ale później się też przekonałam i śmiga w użyciu).


Jak rozmawiałam z dziewczynami, które korzystają z tej właśnie metody to nawet przy nieregularnym używaniu efekty się utrzymują i nawet jak włoski gdzie nie gdzie się pojawiają to są słabsze i jest to nic w porównaniu do tego co było przed zaczęciem depilacji światłem :)


Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo drogi sprzęt, ale moim zdaniem zwraca się już po kilkunastu użyciach, jest to ułamek kwoty którą trzeba zostawić w salonie kosmetycznym. Dla mnie to świetna alternatywa szczególnie po różnych przykrych doświadczeniach, całą swoją pielęgnację od baaardzo dawna pozostawiam w swoich rękach.
Naturalne kosmetyki z drogerii

Naturalne kosmetyki z drogerii

Na początku mojej przygody z naturalną pielęgnacją, poznając marki i kosmetyki przerażały mnie ceny, które potrafiły być bardzo wysokie, a też nie zawsze adekwatne do jakości produktu.
Znaleźć odpowiadające produkty w odpowiedniej cenie to było wyzwanie.
Tak trafiłam na Cosnature, nie wiem czy znacie tą markę, pojawiła się u nas chyba ok. trzech lat temu, od dwóch - jest w naszym domowym użyciu. Są to dobrej jakości kosmetyki niemieckie, ze składem potwierdzonym ekologicznymi certyfikatami, nie testowane na zwierzętach i odpowiednie dla wegan.
Nie wiem czy wiecie ale marka może się pochwalić certyfikatem NaTrue, który uzyskują kosmetyki o bardzo naturalnych składach, istotne jest też to w jaki sposób i gdzie pozyskiwane są składniki użyte do produkcji, dlatego otrzymać certyfikat wcale nie jest takie łatwo.
Kosmetyki tej marki są wolne od SLS, PEG, parabenów, sztucznych barwników, zapachów, konserwantów i sylikonów.


Jednym z pierwszych kosmetyków po które sięgnęliśmy były te z serii Med, do skóry bardzo wrażliwej z przesuszeniami, nawet z AZS (atopowe zapalenie skóry), z racji problemów skórnych Roberta. Żel do twarzy i ciała z rumiankiem i solanką, która słynie ze swoich kojących właściwości  w przypadku dolegliwości skórnych. Kosmetyk ma bardzo delikatny zapach, dobrze oczyszcza skórę, bez uczucia napięcia, czy jakiegoś podrażnienia. Ci którzy borykają się z dolegliwościami skórnymi wiedzą, że raz jest lepiej raz gorzej i właśnie wtedy potrzeba ukojenia i regeneracji skóry.
W składzie znajdziemy m.in. kwas hialuronowy, który zapobiega utracie wody, wyciąg z rumianku (koi, łagodzi, działanie przeciwzapalne), witamina E (działanie antyoksydacyjne, hamuje procesy starzenia, wzmacnia barierę lipidową naskórka).
Ja z chęcią używam sobie tego żelu do mycia twarzy, zmywa produkty do demakijażu i resztki zanieczyszczeń :) Zawsze mamy jego zapas.

INCI: Aqua, Coco-glucoside, Sodium coco-sulfate, Sucrose, Betaine, Sodium chloride, Citric acid, Glyceryl oleate, Acacia senegal gum, Chamomilla recutita flower extract, Xanthan gum, Bisabolol, Glycerin, Tocopherol, Hydrogenated palm glycerides citrate, Lecithin, Ascorbyl palmitate, Parfum, Sodium benzoate


Kolejnym kosmetykiem, którego używam i do którego wracam jest pianka oczyszczająca 3 w 1 z cytryną i melisą. O ile w użyciu u Roberta jest głownie seria Med oraz nawilżający krem do twarzy, właściwie fluid z wyciągiem z szyszek chmielu, to i po tę piankę zdarza mu się sięgać jak stoi na umywalce :)


Pompka działa bez zarzutu, jest dokładnie taka jak w tych piankach z Eco Lab, dozuje całkiem zbitą, nie cieknącą pianę. Wracam do niej właśnie ze względu na działanie, może nie oczyszcza tak mocno jak pianka Huangjisoo, o której pisałam wcześniej, ale zmywa produkty, których używam do demakijażu, dwufazowy plyn, balsam, czy pasta myjąca.
Jeśli nie mam jakiegoś mocnego makijażu, tylko krem koloryzujący, róż, rozświetlacz to bez problemu zmywa. Zostawia matową, nie napiętą skórę. 
Zapach jest na pewno mocniejszy niż serii Med, bardziej cytrusowy niż melisowy (zawiera ekstrakty z melisy, skórki cytryny), mi się kojarzy z jakimiś witaminami z dzieciństwa takimi rozpuszczanymi w wodzie ;)

INCI: Aqua, Coco-Glucoside, Sucrose, Sodium Coco-Sulfate, Glycerin, Betaine, Alcohol, Lactic Acid, Melissa Officinalis Leaf Extract, Citrus Limon Peel Extract, Citric Acid, Parfum, Citral, Citronellol, Geraniol, Limonene, Linalool, Potassium Sorbate, Soduim Benzoate


Z żeli pod prysznic używaliśmy tego z dziką różą. Pierwsze co kiedy zaczęłam go testować zwróciłam uwagę na zapach, bardzo delikatny i przyjemny (nie uwieżycie z czym mi się skojarzył z zresztą nie tylko mnie, ponieważ mąż i znajomi są jeszcze z tego rocznika który pamięta gumy do żucia Turbo i wszyscy gremialnie orzekli, że to ten zapach) 
Wracając do samego działania  żel zapewniał delikatne, ale dla mnie wystarczające oczyszczenie skóry, nie pozostawiał uczucia ściągnięcia czy przesuszenia skóra była dobrze nawilżona i przygotowana na kolejne etapy pielęgnacji. 
Uwaga do wrażliwców, po umyciu pozostaje bardzo delikatny, nienachalny zapach, jedyne do czego mogę się przyczepić to konsystencja, sam żel mógłby być ciut gęstszy, do takich jestem przyzwyczajona i na początku wylewałam zbyt dużą ilość naraz. Jednak używając konjaca opanowałam sytuację i naprawdę niewielka ilość żelu była potrzebna do uzyskania piany i umycia się.


INCI: AQUA, COCO-GLUCOSIDE, SODIUM COCO-SULFATE, SUCROSE, SODIUM CHLORIDE,  BETAINE,  CITRIC ACID, GLYCERYL OLEATE, TOCOPHEROL,  HYDROGENATED PALM GLYCERIDES CITRATE,  LECITHIN, ASCORBYL  PALIMITATE,  ROSA CANINA FRUIT OIL, PARFUM, LINALOOL, GERANIOL, CITRONELOOL, LIMONENE,  SODIUM BENZOATE


Bardzo lubię od nich gotowe maseczki multi-odżywczą z rokitnikiem oraz upiększającą z różowym pomelo. Po pierwszą sięgam kiedy potrzebuję regeneracji skóry, większego kopa i odżywienia, skóra po niej jest wygładzona i dobrze nawilżona, bardzo lubimy się z rokitnikiem :)
Tej z pomelo używam kiedy moja skóra ma kaprysy i kiedy leczy się po jakichś zmianach i zostają plamki lub suche skórki.

INCI (maseczke rokitnikowa): Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Glyceryl Stearate, Glyceryl Stearate Citrate, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Tocopherol, Helianthus Annuus Hybrid Oil, Levulinic Acid, Sambucus Nigra Fruit Extract, Ribes Rubrum Fruit Extract, Betaine, Xanthan Gum, Sodium Anisate, Sodium Levulinate, Phytic Acid, Sodium Hyaluronate, Ubiquinone, Sodium Hydroxide, Parfum, Citral, Limonene, Linalool

INCI (maseczka z pomelo): Aqua, glycerin, alcohol, helianthus annuus seed oil, cetearyl alcohol, butyrospermum parkii butter, simmondsia chinensis seed oil, glyceryl stearate citrate, glyceryl stearate, orbignya oleifera seed oil, mangifera indica seed butter, vitis vinifera seed oil, aloe barbadensis leaf juice, citrus paradisi fruit extract, tocopherol, xanthan gum, sodium hydroxide, citric acid, levulinic acid, sodium anisate, sodium levulinate, phytic acid, parfum, limonene, linalool, geraniol, citral


Jeśli chodzi o pielęgnację rąk mogę polecić krem którego ja używam ma bogatszą formułę, zawiera oleje z nagietka, wosk pszczeli i masło shea. 
Krem idealnie się sprawdza kiedy skóra jest przechłodzona czy przesuszona, Łagodzi podrażnienia, dobrze odżywia wrażliwą skórę dłoni. Mimo wydawać by się mogło, tłustej warstwy dość szybko się wchłaniała.

INCI: Aqua, Helianthus Annuus Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Olea Europaea Fruit Oil, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Cera Alba, Glyceryl Stearate, Calendula Officinalis Flower Extract, Tocopherol, Sodium Benzoate (preservative), Parfum, Citronellol, Limonene, Linalool, Citric Acid, Xanthan Gum


Jednym z podstawowych kremów do rąk Roberta jest ten z solanką i rumiankiem.
Jego skóra na dłoniach często jest przesuszona przez AZS, dodatkowo w zimie dochodzą przechłodzenia na zewnątrz i susza przez grzejniki lub klimatyzację w pracy. Krem łagodzi podrażnienia, swędzenie, dobrze odżywia jego wrażliwą skórę dłoni. 
Ma bardzo przyjemny, delikatny zapach, nie jakiś nachalny więc tym bardziej nadaje się również dla Nich :)
Ja mogę dołożyć od siebie, że poza działaniem podoba mi się to jak szybko się wchłania, bez pozostawiania tłustej warstwy, dzięki czemu można wracać szybko do zajęć.

INCI: Aqua, glycerin, butyrospermum parkii butter, cetearyl alcohol, cetearyl glucoside, helianthus annuus seed oil, vitis vinifera seed oil, sodium chloride, persea gratissima oil, glyceryl stearate, oenothera biennis oil, tocopherol, sodium hyaluronate, chamomilla recutita flower extract, coco-caprylate, sodium cetearyl sulfate, citric acid, xanthan gum, parfum, sodium benzoate


Na koniec coś jeszcze typowo dla naszych mężczyzn krem do twarzy w postaci fluidu z wyciągiem z szyszek chmielu :) U Robert sprawdza się do stosowania na dzień, dobrze nawilża, wygładza skórę, w dotyku jest taka chłodna, wcześniej się śmiałam, że to dzięki składnikom, ponieważ w składzie znajdziemy wodę z lodowca...
Nakłada go sobie również po goleniu, dla ukojenia, podrażnienia są mniej widoczne i szybciej sie goją.

INCI: Aqua, Alcohol, Glycerin, Butyrospermum Parkii Butter, Glyceryl Stearate Citrate, Caprylic/Capric Triglyceride, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Humulus Lupulus Extract, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Betula Alba Leaf Extract, Mentha Aquatica Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Distarch Phosphate, Bisabolol, Xanthan Gum, Sodium Hyaluronate, Levulinic Acid, Sodium Levulinate, Lactic Acid, Sorbic Acid, Phytic Acid, Citric Acid, Parfum, Geraniol, Limonene, Linalool, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate


Jeśli jeszcze nie znacie tej marki warto się zaopatrzyć i zobaczyć co sprawdzi się u Was. Nie będzie to trudne z tego względu, że kosmetyki są w bardzo przystępnych cenach i właśnie poza składkami i działaniem przekonuje mnie dobry stosunek ceny do jakości.
Znajdziecie je w drogeriach Hebe i Natura lub bezpośrednio u dystrybutora czyli od BioBeauty u nich też trafiają się fajne promocje :)
Porządki? Nie tylko od święta!

Porządki? Nie tylko od święta!

Witajcie w ten piękny piątek, większe porządki przedświąteczne, wiosenne i takie codzienne pewnie w trakcie lub już za Wami. Przychodzę do Was dzisiaj z moją alternatywną, do takiej typowej, "chemią" domową. Nie ma co udawać, że temat nie istnieje trzeba się brać za robotę, jak wiadomo samo się nie zrobi. Z własnego doświadczenia wiem, że gubi mnie brak systematyczności a warto na bieżąco rozprawiać się z tego typu rzeczami, mniej zostaje na później (teoria a praktyka, dwie różne rzeczy :))
Jako, że sytuacja zdrowotna wymusiła na nas, jakiś czas temu, eliminowanie z domu typowych drogeryjnych kosmetyków i środków czystości z tragicznymi składami, sukcesywnie znajdowałam zastępniki (jeszcze parę lat temu nie było tak łatwo z dostępnością).


Teraz już nie problem znaleźć płyn do naczyń, czy mydło do rąk, które nie podrażni, nie wywoła reakcji alergicznych, a wszystko dobrze umyje i pozostanie bezpieczne dla środowiska. Tak jest w przypadku np. tych płynów, które bez problemu znajdziecie w Rossmannie tu konkretnie płyn do mycia naczyń - imbir i czerwona koniczyna (pachnie jak prawdziwa łąka) oraz mydło do rąk z agrestem i zieloną herbatą (delikatne ale skuteczne).


Piekarnik przydaje się z całą pewnością nie tylko w Święta :), ale żeby go doczyścić o matko!
Różnie bywało z naturalnymi środkami, których wcześniej używałam, ale odkryłam spray do czyszczenia piekarników, kominków i grilli Etaminedulys.
Jak on mocno działa, szok, dlatego nie używałam go bez rękawiczek (tak też zaleca producent). Działa odtłuszczająco, szybko rozpuszcza nawet stary brud, doczyszcza szybę. Spryskuję na zimną lub jeszcze lekką ciepłą powierzchnię, czekam od 5 do 10 min i zmywam.
Podobno usuwa pozostałości dymu, okopcenie i sadzę, kominek w bloku ciężko zainstalować dlatego nie mogę potwierdzić
Dodatkowo nie zawiera sody kaustycznej, ani fosforanów, nie jest też testowany na zwierzętach.
Nie znajdziecie w nim składników pochodzenia petrochemicznego i jest optymalnie biodegradowalny, jak dla mnie super.


Na ostatnich targach kosmetyków naturalnych zaopatrzyłam się u dziewczyn z Klareko w Fenomenalny mus czyszczący w dwóch wersjach zapachowych (naturalne olejki zapachowe) i muszę powiedzieć, że naprawdę jest fenomenalny mimo, że jest tylko albo aż na bazie sody. Dlaczego moje mieszanki sodowe tak dobrze nie wychodziły :(
Efekt jest taki, że krany wyglądają wreszcie ładnie, fuga, zmora nad wanną, też już jest rozpracowywana.
To i tak jeszcze nie wszystkie zastosowania tych środków mus wyczyści blaty, piekarnik, wannę, nawet toaletę. Co ciekawe można go stosować jako odplamiacz do tkanin bez obawy, że coś zniszczy.
Skład? Jedyne co w nim znajdziecie to soda, naturalne mydło roślinne, woda i naturalne olejki eteryczne.
Jak ja się cieszę, że mam kolejny naturalny środek czyszczący w domu który nie doprowadzi mnie do duszności, piekących ust i czerwonych oczu.


Pozdrawiam również dziewczyny :)


Pozostając w łazience zerknijmy na płyn do jej czyszczenia z ogórkiem i przywrotnikiem Klar.
U nas wszystko dobrze domywa z lekkim, przyjemnym zapachem (nie wiem jak radzi sobie z kabiną prysznicową bo mamy wannę).
Czasem na większy kamień przy kranach, jak się nazbiera, muszę dodatkowo stosować sodową mieszankę i wszystko domywa.
Najbardziej cieszy mnie to, że nie podrażnił mi oczu, czy ust. Wcześniej przy zwykłych środkach czystości po sprzątaniu miałam reakcję alergiczną przez parę dni normalnie usta karpia :(, obrzęk, schodzącą skórę i pieczenie.
Podoba mi się butelka, ma świetny rozpylacz, więc często zostawiam do uzupełniania innymi środkami, choć i tak nie ma  z tym problemu ponieważ firma wykorzystuje opakowania z recyklingu.


Jakiś czas temu pisałam Wam na IG, że przyjrzę się bliżej marce Etaminedulys i tak się stało. Zakupiłam kilka produktów i są w regularnym użyciu.
Do mycia, głównie podłóg, używam koncentratu pomarańczowego, uwielbiam go za działanie i wydajność. Mamy w domu parkiet drewniany, którego nie matowi i płytki, domywam nim fugi. Nadaje się również do odplamiania dywanów.
Producent pisze o przeznaczeniu jeszcze do paneli, linoleum, glazury, terakoty, PCV, ceramiki, drewna i imitacji skóry. Nie zawiera mydła i nie wymaga spłukiwania.
Jak już wspominałam jest bardzo wydajny 1 litr starcza na ok 100 użyć i bardzo fajnie pachnie dzięki olejkowi eterycznemu z organicznej pomarańczy.


Różnie bywa u mnie z pamięcią i czasem tak się zdarza, że skończyły mi się orzechy piorące i zaspałam z zamówieniem na czas pokażę, jak zwykle najbliżej było do Rossmanna. Szukałam czegoś na tamtą chwilę, do pralki i do prania ręcznego, ale okazało się że teraz do niego wracam.
Żel do prania Klar jest bezzapachowy, ładnie wszystko dopiera w pralce, jak i ręczne, tylko muszę trochę więcej dolewać ze względu na naszą "fantastyczną" twardą wodę :(
Sprawdził się do prania bielizny, nie podrażnił, nie było żadnych alergii, wysypek, a jest to dla nas ważne, z tego względu, że borykamy się w domu z problemem AZS i szczególnie muszę uważać na to czego używamy.


Mimo, że głównie od ok 8 lat pierzemy w orzechach, to właśnie są takie sytuacje kiedy trzeba sięgnąć po gotowe środki, ale z dobrym składem.


No i właśnie wywołane wcześniej orzechy piorące:) Domyślam się, że jest to dla Was zaskoczenie i nie tak wyobrażacie sobie tradycyjnie wyglądający środek piorący :)
Tak właśnie wyglądają orzechy piorące (Sapindus mukorossi) pochodzą z Indii i Nepalu gdzie od wieków stosowane były jako naturalny środek do prania jak również do zmiękczania oczyszczania wody.
Ich łupinki zawierają klejącą substancję saponinę, detergent, który odtłuszcza, myje i oczyszcza. Gdy łupinki zetkną się z wodą, naturalne mydło wydziela się i tworzy delikatny roztwór mydlany. Same orzechy mają intensywny zapach - natomiast po rozpuszczeniu wodzie - pranie jest całkowicie bezzapachowe. Możecie dodać do łupin parę kropli olejku zapachowego np. lawendy, lub innego ulubionego. Nie używam płynu do płukania, ponieważ nie jest potrzebny, pranie pachnie neutralnie i jest wystarczająco miękkie i delikatne, więc odchodzą kolejne koszty.
Są łagodne dla kolorowych i wielobarwnych tkanin i nie powodują blaknięcia przy wielokrotnym praniu.
Ponadto ugotowany wyciąg z łupin orzecha nadaje się do każdego użycia w pielęgnacji ciała, czy włosów przez jego przeciwbakteryjne właściwości (teraz nie mam tyle czasu ale robiliśmy szampony na bazie wywaru z orzechów). Możemy ich użyć również w pielęgnacji naszych braci mniejszych są. Dodatkowo Robert używa wyciągu z orzechów do dbania o nasze roślinki, ponieważ wpływa na pozbycie się uciążliwych pasożytów, np. grzybów i mszyc roślin bez szkodliwych działań ubocznych.
Orzechy piorące są o wiele tańsze niż zwykłe środki piorące przy okazji  nie zanieczyszczając ścieków i wody chemią. Orzechy piorące są surowcem odnawialnym, który dodatkowo rośnie na drzewach, a te absorbują dwutlenek węgla. Łupinki po użyciu są całkowicie biodegradowalne, bez problemu można je wyrzucić na kompost:)


Jeśli dotrwaliście do końca, to coś dla wytrwałych, ale może troszkę bardziej leniwych :) (dla nas wszystkich). Moi pomocnicy w domowych porządkach, chusteczki nasączone naturalnymi ekstraktami ZERO (Ilabio), kiedy trzeba coś na szybko przetrzeć, odkurzyć, zmyć na 5 minut przed przyjściem znajomych lub teściowej. Do ekranów, monitorów idealnie mi się sprawdzają, jak trzeba to też szafkę przetrę. Wiem że są różne warianty do zmywania kuchni, czy łazienki ale tam sprzątam w tradycyjny sposób.
Mamy zwierzaki w domu więc czasem przydarzają się też różne wypadki, wtedy mam je po ręką. Ogromnym plusem jest to, że nie mam po nich żadnych uczuleń i alergii jak po tych drogeryjnych. Chustki pozbawione są parabenów, fosforanów, chloru, formaldehydu, produktów ropopochodnych, barwników syntetycznych.
Nie mówię że jest to coś beż czego nie mogę się obejść, ale jest to fajny myk jak coś trzeba na szybko ogarnąć.


Mam nadzieję, że ten mało przyjemny obowiązek trochę da się oswoić :) Miłego sprzątania!
Zapach lata, czyli rozświetlający krem do twarzy Madara Moon Flower

Zapach lata, czyli rozświetlający krem do twarzy Madara Moon Flower

U Was też tak pięknie dzisiaj;) w Warszawie 22 stopnie, a w słońcu jeszcze cieplej, wiosna w pełni i weekend już blisko. Ja dzisiaj przychodzę już z letnimi klimatami i kremem do twarzy pachnącym świeżym słonecznikiem:)
Mowa o kremie, właściwie fluidzie tonującym Moon Flower od Madary, którego bardzo lubię za działanie i to jak wygląda na mojej skórze.
I znowu wychodzi jak dobrze czasem zacząć od próbek, ja swoje dostałam w sklepie w którym zamawiam kosmetyki TU, ponieważ tego kremu są dwa odcienie ciemniejszy Golden Beige i jaśniejszy, którego używam czyli Rose Beige. Z ciemniejszym odcieniem była całkowita wtopa wyglądałam jak umpa lumpas, za to drugi odcień, trafiony w dziesiątkę idealny dla bladziaków:)


U mnie świetnie się sprawdzał latem przy wysokich temperaturach, ale jak zostawał po lecie to kończyłam go na jesieni albo i dalej, pod pełny makijaż nie mam z nim żadnych problemów.
W lato nakładany był na filtry i bardzo dobrze się z nimi dogadywał (głównie z tym też od Madary - Sun30). Czasem gdy moja skóra miała gorsze okresy i świeciła się ponad miar, dla lekkiego matu pudrowany był minerałami i nic się nie ważyło. 

Jak działa?
Bardzo ładnie wyrównuje koloryt i rozświetla co ważne bez efektu totalnej żarówy, nie jest jakiś specjalnie zastygający więc nie trzeba z nim tak szybko pracować jak przy innych tego typu produktach, nakładam go normalnie palcami.
Nie daje pełnego krycia, nie jest to podkład więc dużych niedoskonałości wam nie zakryje nie łudźcie się. Nie zmienia koloru, nie ciemnieje, skóra jest gładka i dobrze nawilżona.
Nie zapycha, nie jest lepki i nie daje efektu tapety.
W składzie znajdziemy olej słonecznikowy, owoc dzikiej róży, rumianek, nagietek, algi, mineralne pigmenty, micę (efekt rozświetlonej skóry).

Dla mnie jest to świetna alternatywa na lato dla ciężkiego makijażu i jeśli macie skórę w dobrej kondycji, nie trzeba maskować większych zmian będzie nadawał się idealnie. Ja wracam co roku.


A tak wygląda w realu na mojej skórze.


Kolor idealny dla bladziaków ;)


Bardzo ładnie wtapia się w skórę i wyrównuje koloryt.


Wrażliwym nosom przypominam o dość intensywnym zapachu  ze względu na skład, na początku nie ukrywam przeszkadzał mi wszechobecny słonecznik, później się przyzwyczaiłam:)

INCI: Aqua, Alcohol, Glycerin, Rosa Damascena, Simmondsia Chinensis, Helianthus Annuus (Oil), Cetearyl Alcohol, Cetearyl Glucoside, Rosa Canina, Calendula Officinalis, Chamomilla Recutita, Plantago Major, Algae, Stearic Acid, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Xantan Gum, Aroma, Mica (CI 77019), Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides, Sodium phytate, Palmitic Acid

Pielęgnacja koreańska z Huangjisoo

Pielęgnacja koreańska z Huangjisoo

Będąc w temacie odkryć zeszłego roku, które zostały ze mną na dłużej to z całą pewnością ta marka Huangjisoo, z piankami do mycia twarzy i maseczkami w płachcie na czele.
Huangjisoo to naturalna koreańska marka, słynąca z bezkompromisowego podejścia do pielęgnacji skóry. Została stworzona przez Dr Huang Ji-Soo (stąd nazwa marki) w Dr Hwang Beauty La, łączy naturę, zwłaszcza botanikę, z najnowocześniejszą technologią hołdując swojej zasadzie "reinterpretujemy witalność i bogactwo energii jaką dysponuje natura w najnowocześniejszą zaawansowaną technologię do tworzenia naturalnej, botanicznej pielęgnacji skóry". Dla Dr Huwang marka Huangjisoo, której w 2011 roku dała swoje nazwisko, stanowi Jej osobistą obietnicę, że produkty i filozofia tej marki zawsze będą uczciwe i prawdziwe.

Dla mnie wśród pianek używanych w zeszłym roku, ta zdecydowanie była nr. 1, bardzo się lubimy, co ja gadam jest miłość nie ma co ukrywać, głęboko oczyszczająca pianka do mycia z ekstraktami z mięty polnej, ogórka, złocienia (dokładny skład poniżej).

Jak działa?
Ujęła mnie tym, że bardzo dobrze oczyszcza, ale bez podrażnień, co w innych produktach tego typu było nie do przejścia bo albo miałam przesuszoną i ściągniętą skórę albo produkt był delikatny i nie oczyszczał skóry jak powinien.
Nic takiego się nie działo pianka nie przesusza, na początku używałam tylko do wieczornego mycia, później myłam rano i wieczorem.
Skóra nie była ściągnięta czy napięta, koi u mnie zmiany które pojawiają się w okresie szalejących hormonów. Okazało się jeszcze, że ze względu na skład może być stosowana przez dzieci (próba na 11-latce bez zarzutu) i kobiety w ciąży (tu nie było na kim testować).
Pompka działa jak marzenie, bo to też różnie bywa, pianka jest gęsta, u mnie wystarcza jedno psiknięcie żeby oczyścić twarz i szyję, więc jest wydajna, ma przyjemny odświeżający zapach.

Z całą pewnością mogę polecić jeśli lubicie naprawdę dobrze oczyszczoną twarz bez podrażnień.
Wiem cena może odstraszać, ale jak zwykle, tak i w tym przypadku za jakość trzeba więcej zapłacić, ale jak wiadomo, promocja najlepszym sprzymierzeńcem kobiety:), więc i ja na takie czekam i wtedy się zaopatruję.

INCI: Sodium cocoyl apple amino acids, water, mentha arvensis extract, triticum vulgare (wheat) seed extract, allium cepa (onion) bulb extract, cucumis sativus (cucumber) fruit extract, opuntia coccinellifera, schizandra chinensis fruit extract, diospyros kaki leaf extract, trehalose, arctium lappa root extract, glycerin, citrus paradisi (grapefruit) fruit extract, silybum marianum extract, cinnamomum cassia bark extract, lavandula angustifolia (lavender) extract, glycyrrhiza glabra (licorice) root extract, scutellaria baicalensis (baikal skullcap) root extract, morus alba (white mulberry) leaf extract, panax ginseng root extract, 1,2-hexanediol, zanthoxylum piperitum fruit extract, chrysanthemum morifolium flower extract, laminaria japonica extract, artemisia vulgaris extract, lithospermum erythrorhizon root extract, propolis extract, sophora angustifolia root extract, hydrolyzed collagen, silk amino acids, arginine, propanediol, beta-glucan, caprylic/capric triglyceride, butylene glycol, caprylyl glycol, salvia sclarea (clary) oil, orchid oil, citrus reticulata (tangerine) leaf oil.


Teraz maski w płachcie, jedne z moich ulubionych jeśli chodzi o domowe spa:)

Odżywczo - nawilżającą maska w płachcie z masłem shea i propolisem. 

Działanie?
Sprawdza się w momentach kiedy skóra na twarzy potrzebuje solidnego odżywienia i kopa. Wygodnie się ją nakłada, idealnie przylega, co dla mnie jest bardzo ważne. 
Ja trzymam ją dłużej (20 min) niż było zalecane i nie ma żadnych niepożądanych reakcji. 
Pozostawia bardzo nawilżoną i gładką skórę, zmatowiła twarz. Jak wszystkie z rodziny i ta maska jest napakowana aktywnymi składnikami, ekstraktami z propolisu trzęsaka morszczynowatego, listownicy japońskiej, granatu, rdestu aż się może zakręcić w głowie (cały skład poniżej).
Ta ma kremową esencję, której resztę po zdjęciu maski, wklepuję w twarz i idę spać:)

INCI: Water, glycereth-26, tremella fuciformis (mushroom) extract, polyglutamic acid, laminaria japonica extract, punica granatum (pomegranate) extract, polygonum multiflorum (he shou wu) root extract, butylene glycol, angelica gigas root extract, squalane, hydrogenated lecithin, panax ginseng root extract, propanediol, sodium hyaluronate, rubus coreanus fruit extract, butyrospermum parkii (shea butter), glycerin, coco-caprylate, hydrolyzed extensin, cinnamonum cassia bark extract, silk amino acids, camellia sinensis leaf extract, morus alba (white mulberry) leaf extract, 1,2-hexanediol, anthemis nobilis (chamomile) flower extract, iris florentina root extract, lycium chinense fruit extract, polyglyceryl-10 oleate, yeast extract, triticum vulgare (wheat) seed extract, beta-glucan, scutellaria baicalensis (baikal skullcap) root extract, equisetum giganteum extract, propolis extract, ginkgo biloba leaf extract, xanthan gum, vitis vinifera (grape) seed extract, zanthoxylum piperitum fruit extract, cimicifuga dahurica root extract, cyclopentasiloxan, tocopheryl acetate, pulsatilla koreana extract, hydrogenated lecithin, cyclohexasiloxan, ethylhexylglycerin, sh-oligopeptide-1, arginine, salvia sclarea (clary) oil, allantoin, carbomer. 98% składników kosmetyku to składniki naturalne!


Łagodząco - równoważąca maska w płachcie do cery mieszanej i problematycznej z olejkiem z drzewa herbacianego to zdecydowany ulubieniec wśród ich masek. Dla mnie petarda, jak już je mam to zawsze idą jedna po drugiej. 

Jak się sprawdza?
Maska ma mieć działanie łagodzące i równoważące skórę i według mnie takie ma. U mnie bardzo dobrze sprawdziła się w momencie kiedy miałam na twarzy (głównie broda jak zwykle :( ) aktywne zmiany, bardzo czerwone, bolące. Maseczka nie podrażniła ich dodatkowo, ale złagodziła stany zapalne. Nie przesuszyła mi skóry, ładnie zmatowiła twarz czego wcześniej nie miałam przy tego typu maseczkach. Wydaje się, że jest delikatna i działa za łagodnie, ale w rzeczywistości dobrze oczyszcza i pomaga w gojeniu skóry. Skóra zostaje całkiem przyzwoicie nawilżona i przyjemna w dotyku. 
Maseczka jest bardzo wygodna w nakładaniu, idealnie przylega (mogę w niej wszystko robić, bez problemu, że coś odpada co dla mnie jest jednym z głównych zalet w sięgania po produkt kolejny raz). Nie pamiętam żebym kiedyś miała tak dobre wrażenia po tego typu produktach.
Będę na 100% wracać w momentach kaprysów mojej twarzy. Maska zawiera aktywne składniki m.in. olejek z drzewa herbacianego, trehalozę (widliczka łuskowata), hydrolizowany kolagen, ekstrakt z trzęsaka morszczynowatego.

INCI: Water, glycereth-26, tremella fuciformis (mushroom) extract, trehalose, squalane, butylene glycol, mentha arvensis extract, polyglutamic acid, triticum vulgare (wheat) seed extract, allium cepa (onion) bulb extract, cucumis sativus (cucumber) fruit extract, opuntia coccinellifera, schizandra chinensis fruit extract, morus alba (white mulberry) leaf extract, arctium lappa root extract, coco-caprylate, citrus paradisi (grapefruit) fruit extract, silybum marianum extract, cinnamomum cassia bark extract, lavandula angustifolia (lavender) extract, hydrolyzed collagen, glycyrrhiza glabra (licorice) root extract, scutellaria baicalensis (baikal skullcap) root extract, 1,2-hexanediol, propolis extract, diospyros kaki leaf extract, panax ginseng root extract, propanediol, sh-oligopeptide-1, chrysanthemum morifolium flower extract, tocopheryl acetate, silk amino acids, zanthoxylum piperitum fruit extract, artemisia vulgaris extract, lithospermum erythrorhizon root extract, sophora angustifolia root extract, xanthan gum, laminaria japonica extract, beta-glucan, ethylhexylglycerin, allantoin, melaleuca alternifolia (tea tree) leaf oil, adenosine


Ostatnia dzisiaj regenerująco-naprawcza maska do twarzy w płachcie o działaniu wzmacniającym i ochronnym z wąkrotką (centellą), ceramidami i propolisem. 

Jak działa?
Sprawdza się kiedy skóra jest po zabiegach z kwasami, po peelingach. Bardzo dobrze koi podrażnioną, zaczerwienioną skórę, również kiedy macie jakieś aktywne zmiany (przez przypadek rozdrapane). Jak zwykle u nich nie było problemu z wielkością maseczki, świetnie przylegała. Poprawiła ogólny wygląd i wygładziła skórę. Bardzo lubię kremy, maseczki czy toniki z wąkrotką, zawsze się u mnie sprawdzają w walce z niedoskonałościami. Tak jak pierwsza maska i ta jest nasączona kremową esencją bogatą w aktywne składniki naturalne. 

INCI: Water, glycereth-26, tremella fuciformis (mushroom) extract, sodium hyaluronate, aesculus hippocastanum (horse chestnut) extract, butyrospermum parkii (shea butter), glycerin, phaseolus radiatus seed extract, chamomilla recutita (matricaria) flower extract, diospyros kaki leaf extract, centella asiatica (gotu kola) extract, allium sativum (garlic) extract, butylene glycol, lycium chinense fruit extract, aloe barbadensis (aloe vera) leaf extract, morus alba (white mulberry) leaf extract, citrus paradisi (grapefruit) fruit extract, polyglyceryl-10 oleate, glycyrrhiza glabra (licorice) root extract, magnolia kobus bark extract, 1,2-hexanediol, plantago asiatica extract, cyclopentasiloxan, lavandula angustifolia (lavender) extract, sophora angustifolia root extract, ceramide, coco-caprylate, hydrogenated lecithin, houttuynia cordata (tsi) extract, arctium lappa (burdock) root extract, taraxacum officinale (dandelion) extract, ginkgo biloba (maidenhair tree) leaf extract, portulaca oleracea (green purslane) extract, tocopheryl acetate, zanthoxylum piperitum fruit extract, cyclohexasiloxan, xanthan gum, propolis extract, acacia concinna fruit powder, ethylhexylglycerin, beta-glucan, arginine, citrus aurantium bergamia (bergamot) fruit oil, allantoin.


Na IG możecie zobaczyć ich kosmetyki w moich rutynach pielęgnacyjnych.

Szampon w kostce, czyli moje odkrycie 2018 :)

Szampon w kostce, czyli moje odkrycie 2018 :)

Wracając do ostatnich targów i ekocudowych zakupów, chcę Wam pokazać kosmetyk który jest jednym w moich odkryć ubiegłego roku i zarazem ulubieńcem, czyli oczyszczający szampon ze skrzypem polnym w...kostce, tak w kostce:)
W życiu nie korzystałam z szamponu w takiej formie, do momentu aż w jednej z zeszłorocznych edycji Naturalnie z pudełka przyszła próbka, która wyglądała bardzo niepozornie, a starczyła nam na kilkanaście myć. Ciężko było zabrać się za taki "nie tradycyjny" szampon, ale jak już się zaczęło...

Nie jestem obiektywna, ponieważ była to miłość od pierwszego umycia :), Naturologia ze swoją kostką mnie zachwyciła, o czym już wielokrotnie mogliście się przekonać na IG.


Jak go używam? 
Nic prostszego trzeba zmoczyć kostkę i spienić w dłoniach jak byśmy je myli, pianę która się wytworzy nakładam na namoczone włosy, skórę głowy i normalnie myję jak zwykle.
Szampon bardzo dobrze się pieni, powiem nawet że mocno, od czego już odzwyczaiły mnie naturalne szampony, więc nie jest to żaden atut, ani minus, ale piszę dla ciekawskich:)

Jak działał?
Dobrze koił mój skalp, nie było żadnych przesuszeń skóry, czy podrażnień.
Przy "normalnych" szamponach musiałam myć włosy co 2 dni, ten w kostce bardzo mnie zaskoczył, włosy pozostawały długo świeże i mogłam je myć nawet co 4 dni, a to już spora różnica.
Włosy po myciu były bardzo czyste, wiem że to brzmi dziwnie ale, nie wiem jak Wam to inaczej określić, bardzo, baaardzo domyte ale nie wysuszone.
Specjalnie przez ten czas nie używałam, za dużo odżywki, tylko od czasu do czasu na końcówki, ponieważ nie było takiej potrzeby włosy były zdyscyplinowane, sypkie i bardzo dobrze wyglądały:)
Dodatkowo nie muszę stosować płukanek octowych po myciu. U nas kostka starcza na ok. 45 myć.
W składzie znajdziemy m.in. spirulinę, inulinę, masło shea i olej ze skrzypu polnego (dokładniej na dole)

Dodam, że jest to kosmetyk dla mnie uniwersalny, ponieważ nie używamy go wyłącznie w domu, ale zabieramy go również na wyjazdy. W mojej ostatniej wyjazdowej kosmetyczce znalazła się również resztka szamponu w kostce. Z przechowywaniem i transportem nie ma najmniejszego problemu, ja wykorzystałam metalową puszkę po jednym z kosmetyków Mydlarni Cztery Szpaki, To był strzał w dziesiątkę tylko trzeba uważać żeby nie naleciało do niej dużo wody i żeby wyschła przed zamknięciem puszki. Siateczek czy czegoś takiego nie polecam, bo się nie sprawdzają, siatka się oklejała, w kostkę wtapiały się włókna siatki, kostka się szybciej niszczyła i ciężko było zachować należytą higienę.


Bardzo się cieszę że osobiście mogliśmy poznać na ostatnich targach właścicieli marki, młodzi, fajni ludzie z energią i pomysłem. Warto do nich zaglądać, ponieważ wprowadzają kolejne nowości.


Ci z Was którzy zaglądają do mnie na stories mogli się dowiedzieć o ich najnowszym dziecku:). Parę dni temu marka miała premierę kolejnego szamponu w kostce, tym razem odżywczego do włosów suchych i wymagających.
I tak skrzyp polny, doczekał się siostry maliny, oj już czuję ten zapach...

Dokładny skład
INCI: Sodium Cocoyl Isethionate, Shea Butter, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Rassal (Montmorillonite) Clay, Vitis Vinifera Seed Oil, Equisetum Arvense Extract, Spirulina Platensis Powder, Inulin, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Salvia Sclarea Oil, Mentha Piperita Leaf Oli, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, Linalool*, Limonene*, Geraniol*.

*naturalny składnik olejku eterycznego uwzględniony w wykazie INCI zgodnie z 7 poprawką do Dyrektywy Kosmetycznej UE
Niespodzianki od Naturalnie z pudełka - edycja kwietniowa

Niespodzianki od Naturalnie z pudełka - edycja kwietniowa

Kilka dni temu dotarło do mnie kolejne pudełko z kosmetykami od Naturalnie z pudełka, co mogliście śledzić na IG. Jest to bardzo ciekawy projekt prowadzony z powodzeniem od kilku lat przez Dorotę, która samodzielnie tworzy dla nas pudełka subskrypcyjne, zawierające tylko naturalne kosmetyki.
Z założenia jest tak, że zawartość pudełek nie jest wcześniej znana, są tylko podpowiedzi co do jednego, lub dwóch kosmetyków. Zazwyczaj jest tak, że są to i produkty pełnowymiarowe, próbki i miniatury, żeby można było jak najwięcej kosmetyków przetestować i sprawdzić jak dany produkt się u nas sprawdzi i czy będziemy chciały chciały kupić go np. w wersji pełnowymiarowej.
Bardzo podoba mi się ta inicjatywa szczególnie, że za każdym razem  trafiają się jakieś perełki, ale ostatnia edycja jeszcze bardziej mnie zaskoczyła (najcięższe i najpiękniej pachnące pudełko od paru ładnych edycji). Macie też okazję na rozpoczęcie swojej przygody z kosmetykami naturalnymi w przystępnej cenie, bo jest to 69 zł. ale wartość rzeczywista zawartości jest dużo wyższa.


W kwietniowej edycji można było otrzymać:


- złuszczający peeling do twarzy z orzechem włoskim i leśnym jabłkiem, olejem patchouli, imbirem i bazylią z serii Botanique marki Himalaya. Bardzo się cieszę, że będzie można przetestować nowość (produkt wchodzi do sieci Rossmann), tej marki znam tylko pasty do zębów.


- maska i peeling 2w1 Pure Nature z żółtą glinką syberyjską i olejem migdałowym z Rapan Beauty fajnie, ponieważ mają świetne maski, warte zwrócenia uwagi.


- sól do kąpieli, połączenie soli ciechocińskiej i kłodawskiej o zapachu pomarańczy z cynamonem od Mydła Manufaktura, no tu małe ukłucie ale tylko dlatego, że nie używam tego typu produktów, więc albo zużyję do kąpieli stóp albo dam w prezencie, ale zapach jest obłędny.


- strzał w dziesiątkę z naturalnym dezodorantem w kremie, szczególnie, że się obok niego kręciłam na targach, ale że jeszcze w użyciu cały czas mój ałunowy ulubieniec z Coslys z wymiennymi wkładami Bergamota chwilę poczeka (albo i nie zobaczymy moją silną wolę:))


- z Creamy dotarła próbeczka serum Daily Care Sacha inchi, co bardzo mnie cieszy, ponieważ na targach teraz miałam podejść po próbki tego i jeszcze jednego serum, ale oczywiście w ferworze tego co się działo zapomniałam.


- ostatni już produkt, ale też bardzo się ucieszyłam, biorąc pod uwagę moje totalne jaranie się nie boję się użyć tego słowa, szamponami w kostce (ale typowo szamponami jak np. od Naturologia a nie mydłami do włosów). Tu mamy wegański szampon w kostce Auna z ekstraktem ze skrzypu polnego i pokrzywy. Jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi.


Już wiem, że na pierwszy rzut u mnie pójdzie maska 2w1 Rapan Beauty uwielbiam maski glinkowe, a konkretnie te od nich.
Kolejny będzie naturalny dezodorant w kremie, szczególnie, że już wcześniej przykuł moją uwagę, ciekawe jak wypadnie w starciu z moim ulubieńcem.
Bardzo się cieszę że w tej edycji znalazł się znowu szampon w kostce, od czasu zauroczenia, ba nawet miłości, szamponem od Naturologia, jestem bardzo ciekawa szamponów w takiej formie.
Już wiem po komentarzach na IG jak tylko pudełko dojechało, że u Was największą popularnością cieszy się maseczka właśnie, oraz dezodorant. Czy jeszcze coś przypadło Wam bardziej do gustu, co sądzicie o takich projektach? Czy jednak wolicie kupować znane kosmetyki?
Copyright © 2019 ecobabka na tropie...