Tonik z którym idzie gładko i równowaga w płynie od Nowa kosmetyka

Tonik z którym idzie gładko i równowaga w płynie od Nowa kosmetyka


Natalię, właścicielkę Nowa kosmetyka, udało się poznać dopiero przy okazji jesiennej edycji targów Ekocuda (na wiosnę się wymigali :)) wiedziałam już w zeszłym roku, kiedy odkryłam ich serum do skóry głowy, dla mnie HIT, że warto przyjrzeć się naszej rodzimej marce :).
Skusiłam się wtedy na serum do twarzy i ich nowość tonik z którym idzie gładko (nowa nazwa Na skórki, pory i inne zmory, jak ich nie kochać za te nazwy :))


Zaczynamy od toniku, niby kwasowy ale naturalnie :) opiera się na naparach z ziół hibiskusa bogatego w kwasy AHA, róży i mięty. Bardzo dobrze się wchłania i praktycznie od razu nakładałam serum. Zawsze stosowałam go na noc.

Jak działa?
Po około miesiącu wygładzenie skóry było widoczne i wyczuwalne jak już podgoiły się wszystkie niedoskonałości, ciemniejsze plamki i skórki wokół zmian ładnie schodziły. 
Trzeba uważać przy aktywnych zmianach i np. rankach bo można zafundować sobie efekt jak po wodzie kolońskiej w "Kevin sam w domu" :). Wtedy najlepiej zrobić przerwę do zasklepienia się skóry.


Taki moment całkowitego uspokojenia skóry, że już nie przybywało nowych niedoskonałości na twarzy, był ok 4 - 5 tygodnia, a chwilę później zaczęły same wyłazić mi zaskórniki bardziej na powierzchnię w taki sposób, że po peelingu czy maseczce byłam wstanie je praktycznie wyjąć nić nie dłubiąc. Śmiałam się, że się zrobił efekt popcornu bo same zaskórniki wystrzeliwują na wierzch :). Było to dosyć dziwne i zaskakujące, ale nie ukrywam cieszę się. 
Pod nosem miałam kilka czarnych, które utrzymywały się tam długie miesiące, między nosem a czołem również. Teraz jest tam czysto, a ślady po nich dosyć szybko znikały, w czym wydaje mi się pomogło również serum, które dołączyłam dosyć szybko do toniku, bo ok. 2 tygodnia stosowania.

INCI: Aqua with infusions of: Rosa Canina Fruit, Hibiscus Rosa-Sinensis Flower, Mentha Piperita Leaf; Lactic Acid; Urea; Potassium Hydroxide; Benzyl Alcohol; Dehydroacetic Acid

Płynnie :) przechodzimy do następnego kroku po toniku, czyli do dwufazowego serum Równowaga w płynie, które bardzo dobrze sprawdziło się przy mojej mieszanej cerze. 
Ogromnym plusem było to, że nie obciążyło skóry tam gdzie jest u mnie najgorzej, czyli moja strefa I, czyli broda, nos i środek czoła,
Znajdziemy w nim regenerujący olej z owoców dzikiej róży, niacynamid, mocznik w małym stężeniu więc bez efektu złuszczającego, za to wygładzający, antybakteryjny olejek z drzewa herbacianego (bardzo się nim lubimy) oraz kwas mlekowy również w niewielkim stężeniu dla wyrównania naturalnego pH.

Jak działa?
Serum bardzo szybko się wchłania, rzeczywiście byłam zaskoczona, nie zostawiało mi tłustej warstwy i nie ma z tym problemu jak się je dobrze, energicznie wymiesza, wtedy fazy idealnie się łączyły i szybko nakładałam tu chyba rzeczywiście kluczem do sukcesu jest szybkość :)


Rzeczywiście odblokowuje pory można to zauważyć wyłażeniem na skórę różnych niespodzianek, jednak u mnie to ustało po ok 2 tygodniach.
O ile faza olejowa nie obciążyła mi mojej strefy problematycznej, to już faza płynna wysuszyła mi resztę. Musiałam sobie dokładać kremu na boki czoła i policzki bo jak zwykle u mnie jest tam strefa suszy, bo po kilku dniach codziennego stosowani serum zaczęła mi schodzić skóra w tych miejscach po dołożeniu kremu nawilżającego lub kwasu hialuronowego nie było już z tym problemu.
Bardzo ładnie łagodził stany zapalne, nie znikało wszystko w ciągu jednej nocy cudów nie ma, ale z dnia na dzień wszystko stapiało się ze skórą i nie rzucało się w oczy.
Używałam go nie tylko na noc ale i nadzień pod makijaż mineralny, nic się nie działo.
Zauważyłam jeszcze jeden fajny efekt, ono nie tyle wygładza skórę co jeszcze delikatnie ją napina, zastanawiałam się czy tylko jak mam takie wrażenie, popytałam dziewczyn i mają to samo, więc jeszcze jedna wartość dodana :)
Pod koniec zostało mi trochę fazy olejowej, idealnie sprawdziła się do masażu twarzy rollerem.

INCI: Aqua (water), Rosa Canina Fruit Oil, Niacynamide, Urea, Tocopheryl Acetate, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Lactic Acid, Limonene


Doskonałym uzupełnieniem zespołu Nowej kosmetyki jest serum do skóry głowy o którym pisałam tutaj u użyciu już od roku i nie mam zamiaru na nic zmieniać :) Będę wracać regularnie, trzymam kciuki za rozwój naszej rodzimej marki i czekam na coś pod oczy, do ust ale chyba najbardziej na serum anti ageing :)


Moja pielęgnacja włosów z kosmetykami Anwen

Moja pielęgnacja włosów z kosmetykami Anwen


Jeśli śledzicie mnie od początku, czy profil IG, czy mój blog wiecie, że jakąś szczególną włosomaniaczką nie jestem :) Jednak dzisiaj będzie coś więcej o mojej pielęgnacji włosów, nie ukrywam, że jeszcze jakiś czas temu nawet za bardzo się nad tym nie zastanawiałam, myłam włosy i tyle :) Na przestrzeni ostatnich dwóch lat, zmieniały się kosmetyki jakich używałam, metody mycia, których próbowałam na swojej czuprynie. Dzisiaj dopiero jestem w stanie powiedzieć, że osiągnęłam równowagę i wiem co się sprawdza, choć wiadomo niespodzianki się zdarzają.


Na samym początku jak zaczęłam szukać kosmetyków odpowiednich dla moich naturalnie falowanych/kręconych, suchych, puszących się włosów, spotkałam się z podziałem na różne porowatości włosów oraz oraz równowagę PEH (proteiny, emolienty, humektanty, odpowiednie ich proporcje do danego rodzaju włosa). Tak szczerze nie było to dla mnie takie oczywiste, szczególnie że jeszcze trzy lata temu moja pielęgnacja włosów ograniczała się do umycia ich zwykłym szamponem, nie koniecznie dobrej jakości i do tego na chwilę nakładałam odżywkę, też nie bardzo się zastanawiając nad jej działaniem, totalna ignorantka :)


Taką świadomą pielęgnację włosów, na dobre, zaczęłam wprowadzać na początku 2018 roku, stwierdziłam, że coraz lepiej idzie mi z naturalną pielęgnacją twarzy, ciała wiem co mi się sprawdza, a na co muszę uważać, to czemu nie ogarnąć się bardziej w kwestii włosów :)

Już jakiś czas śledziłam bloga Ani założycielki Anwen, (na stronie sklepu jest quiz który może Wam pomóc na początku określić porowatość włosów) korzystałam z próbek dorwanych na targach i zaczęłam sukcesywnie zaopatrywać się w maski, szampony i odżywki. Przy tych ostatnich pomogła  mi w dobraniu sama Ania na targach kosmetycznych właśnie, gdzie miałyśmy okazję się poznać :)

Na pierwszy ogień poszły delikatne szampony pomarańcza i bergamotka do normalnej i przetłuszczającej się skóry głowy oraz brzoskwinia i kolendra, do suchej i wrażliwej skóry.
Na początku trzeba powiedzieć, że to nie są standardowe mocno pieniące się szampony, co akurat mi odpowiada, ponieważ od dłuższego czasu myję włosy szamponami w kostce, które też mocno się nie pienią.
Pierwsze mycia nie wypadły jakoś spektakularnie u mnie, póki nie zrozumiałam, że muszę po prostu dłużej masować skórę i pozwolić działać substancjom zawartym w szamponie, a nie od razu zmywać. Wtedy gdy miałam więcej produktów do stylizacji włosów lub suchy szampon, zdarzało się, że było potrzebne drugie mycie, ale na tyle co potrzebuję oczyszczają skalp i koją skórę.
Lepiej sprawdził mi się wariant do włosów normalnych z bardzo przyjemnym pomarańczowym zapachem.
Miałam wersje w piance, ale nie przypadły mi do gustu, czułam, że nie mam dobrze oczyszczonej skóry i były dla mnie jakoś mało wydajne.

INCI pomarańcza  bergamotka: Aqua, Sodium Cocoamphoacetate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Betaine, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauroyl Glucose Carboxylate, Epilobium Parviflorum Extract, Saponaria Officinalis Root Extract, Niacinamide, Acacia Conocinna Fruit Extract, Balanites Aegyptiaca Fruit Extract, Gypsophila Paniculata Root Extract, Zinc Gluconate, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Benzyl Alcohol , Citral, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool

INCI brzoskwinia i kolendra: Aqua, Sodium Cocoamphoacetate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Betaine, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauroyl Glucose Carboxylate, Linum Usitatissimum Seed Extract, Althea Officinalis Root Extract, Niacinamide, Acacia Conocinna Fruit Extract, Balanites Aegyptiaca Fruit Extract, Gypsophila Paniculata Root Extract, Dipotassium Glycyrrhizate, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Benzyl Alcohol, Limonene, Linalool

A teraz odżywki, które podpowiedziała mi Ania.


Emolientowy Irys Emolientowa odżywka do włosów o średniej porowatości

Najchętniej po nią sięgam kiedy moje pukle trzeba dociążyć, kiedy się puszą i tak sobie fruwają własnym życiem :) jest idealnie gęsta, nie spływa z włosów i spokojnie mogę w niej chodzić bez czepka. Po zmyciu włosy są miękkie, dobrze się rozczesują, nie są obciążone. Zostawia takie mięsiste fale i podkręca loka gdzie niegdzie. W sumie to i do pierwszego O (OMO) i do drugiego ją używam.
W składzie ma fajne oleje m.in. brokułowy, macadamia, moringa czy tsubaki. Włosy bardzo się z nią polubiły, w duecie z proteinową herbatą dają mi najlepsze efekty.

INCI: Aqua, Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej macadamia), Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Brassica Oleracea Italica Seed Oil (olej brokułowy), Moringa Oleifera Seed Oil (olej moringa), Prunus Domestica (Plum) Seed Oil (olej z pestek śliwki), Camellia Japonica Seed Oil (olej tsubaki), Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum


Nawilżający bez - humektantowa odżywka do włosów o różnej porowatości

Tu już takich zachwytów nie było, używałam w różnych konfiguracjach, ostatecznie skończyło się na pierwszym myciu, pierwsze O (OMO) nie zostawiam jej na dłużej na włosach, bo nie wyglądają ładnie robił się przyklap i strączki, albo tłusty kask, no różne były historie, ale moze mam po prostu za cienkie włosiwa do niej.

INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Solanum Tuberosum (Potato) Starch (skrobia ziemniaczana), Allium Cepa Extract (wyciąg z cebuli), Saccharide Isomerate, Hydroxypropyltrimonium Hyaluronate, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice Powder (sok aloesowy), Cetrimonium Chloride, Glycerin, Urea (mocznik), Polysorbate 80, Hydroxypropyl Guar, Citric Acid, Sodium Citrate, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Caprylyl Glycol, Parfum, Amyl Cinnamal, Cinnamyl Alcohol, Hydroxycitronellal


Proteinowa zielona herbata - proteinowa odżywka do włosów o średniej porowatości

Oj jak my się lubimy :), po jej użyciu włosy są bardziej gładkie, lejące, grzebień idealnie przez nie pięknie sunie, zdrowo wyglądają, są miękkie i dobrze się układają, są dociążone, nie ma puchu. Poprawiła ich stan widocznie, zapach jest bardzo mój, zielona herbata mmm... 
Z Irysem to mój super duet :) i też sprawdza się do pierwszego i drugiego mycia, czy do zostawienia na parę minut na włosach.

INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, Hydrolyzed Pea Protein (hydrolizowane proteiny grochu), Hydrolyzed Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol (hydrolizowane proteiny z warzyw), Hydroxypropyltrimonium Hydrolyzed Wheat Protein (kationizowane proteiny pszenicy), Camellia Chinensis (Green Tea) Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Cetrimonium Chloride, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene



Na koniec, świetnym uwieńczeniem pielęgnacji jest maska do włosów kiełki pszenicy i kakao do włosów wysokoporowatych (humektantowo-emolientowa) wypatrzona na blogu u Magdy Curly Madeleine. Moje włosy są z natury kręcone, falowane (zależy od dnia), podatne na modelowanie i czynniki pogodowe, suche i puszące się, dlatego pewnie ta maska tak im podpasowała.
Dba o włosy długofalowo, a nie tylko na chwilę, wizualnie poprawia ich wygląd.
Włosy są dociążone, nie puszą się, są błyszczące, jest objętość, mam ładnie podkreślone fale lub skręt bez większej stylizacji tylko po suszeniu suszarką z dyfuzorem
Ja trzymam ją na włosach od 10 do maksymalnie 20 min, nakładam na długość od ucha, co 2- 3 mycie w zależności od potrzeb.
Ma bardzo fajny naturalny skład mamy tu oleje z kiełków pszenicy i kakao, do tego miód, gliceryna i lanolina oraz panthenol.

INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil, Behentrimonium Chloride, Honey, Glycerin, Lanolin, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Panthenol, Silicone Quaternium-22, Polyglyceryl-3 Caprate, Dipropylene Glycol, Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca), Phenoxyethanol (konserwant), Benzoic Acid (konserwant), Dehydroacetic Acid (konserwant), Parfum, Coumarin (zapach wysuszonej trawy), Limonene (zapach skórki cytrynowej), Linalool (zapach konwalii), Ciannamyl Alcohol (zapach hiacyntu)

Na początek nie musicie kupować pełnowymiarowych opakowań, ja tak robiłam na początku kiedy uczyłam się co jest dobre dla mojej czupryny, można sobie kupić saszetki, na wypróbowanie żeby zobaczyć czy się sprawdzą.

Dla mnie one po prostu działają i jestem pewna, że sięgnę po więcej produktów, ponieważ spełniają oczekiwania, ciekawa jestem jak się sprawdzi szampon peelingujący i ich nowość kawowy szampon enzymatyczny. Jak zwykle dam znać :)

Tulua - kosmetyki z lodówki, moje odkrycie 2019

Tulua - kosmetyki z lodówki, moje odkrycie 2019


Kosmetyki z lodówki... zazwyczaj były to u mnie tylko hydrolaty, już kilka firm proponuje nam kosmetyki tworzone na bieżąco, z krótkimi terminami i właśnie do przechowywania w lodówce, co przyznam jest dla mnie bardzo innowacyjnym podejściem. U mnie jest to pierwsze zetknięcie z takimi kosmetykami i jestem zachwycona.
Zawsze myślałam, że tego typu kosmetyki są całkowicie z górnej półki, drogie i nie osiągalne dla przeciętnego człowieka. Nic bardziej mylnego, dlatego jeśli masz ochotę poczytać o kosmetykach "uszytych na miarę" :) i skrojonych do konkretnych potrzeb, zapraszam...



Jak co roku w okresie zimowym goszczą u mnie bardziej bogate, odżywcze kremy, jednak ciężko mi takie dobrać przy mojej mieszanej skórze z problemami w strefie I (niedoskonałości, zaburzenie złuszczania naskórka). Dlatego jak trafiłam na naszą rodzimą markę obiecującą tyle dobrego, chciałam spróbować i zamówiłam sobie od nich jeden z zestawów właśnie z kremem i pianką do twarzy. Krem odżywczy z efektem WOW nie ukrywam uśmiechnęłam się trochę na początku, ale nie było co się zrażać tylko próbować:) 
Mimo, iż krem jest tak bogaty w składniki, to lekki w prowadzeniu gdyż ma postać bardziej musu, ubitej piany, takie wnętrze ptasiego mleczka :P
Wchłania się dobrze, ale zostawia wyczuwalną warstwę nie jakąś bardzo lepką, że się nie odkleicie od poduszki, ale jednak, mi to zupełnie nie przeszkadza, są osoby które tego efektu zupełnie nie tolerują.
Sprawdził się w momentach newralgicznych jak np. po bardzo oczyszczającej maseczkę, podrażnienie schodziło w oczach, ładnie domknął rozszerzone pory.
Moim zdaniem najlepsze efekty są nie tego samego dnia jak się nakłada, ale na drugi dzień.
Wtedy ma czas popracować sobie z naszym naskórkiem w nocy, wszystko sobie przyswoić, co owocuje gładką, nawilżoną skórą, bardzo przyjemną w dotyku.
Krem bardzo dobrze też sobie radzi z odstającymi, suchymi skórkami po jakichś nieprzyjaciołach. Twarz wygląda na wypoczętą, skóra jest wygładzona, bez efektu ściągnięcia.
Przyznam szczerze, że na początku bałam się, że będzie za bogaty i przyciężki dla mojej mieszanej cery. Początkowo nakładałam go tylko na wieczór i to cienką warstwę, gdzieś po tygodniu przekonałam się, że wszystko jest w porządku i zaczęłam nakładać grubszą warstwę na wieczór oraz wprowadziłam go do porannej pielęgnacji co drugi dzień.


Jak się sprawdzał z makijażem?
U mnie w grę wchodzą tylko kosmetyki mineralne do malowania, bo wiem, że nie będzie żadnych niespodzianek, nigdy mnie nie zawiodły.
Ciężko było mi jednak dobrać krem, który dobrze współgra z minerałami, nie waży się, nie robi efektu rozpadającej się twarzy. Tu nie miałam z nim żadnego problemu, ładnie stapiał się z podkładem, zaczynałam się bardziej świecić w mojej strefie I standardowo po kilku godzinach. Nie mam do czego się przyczepić.

A zapach, delikatny, bardzo mój, ziołowy niż kwiatowy, lekko cytrusowy z wyraźnie wyczuwalny geranium.

Nawilżenie jest odczuwalne od razu, wygładzenie i efekt nie powiem liftingujący, ale delikatnie napinający, po 4-5 dniach. Natomiast tak naprawdę pełne spektrum działania można zaobserwować po min. 4-5 tygodniach regularnego używania, żeby rzeczywiście stwierdzić czy jest dla nas. Pozwala to dokładnie zaobserwować co się dzieję z twarzą i jak ona reaguje w czasie trwania naszego miesięcznego cyklu, w ciągu 2 tygodni nie jesteśmy w stanie tego zaobserwować.


Co mogę powiedzieć to rzeczywiście kosmetyki "szyte na miarę" przynajmniej mam takie wrażenie przy tym kremie. Raczej dedykowany do skóry suchej czy mieszanej, wydaje mi się, że przy tłustej może za bardzo obciążać.
Dodatkowo trafił do mnie w idealnym czasie zimowym, zdecydowanie jest odżywczy, ale bez obciążenia. Jestem bardzo ciekawa jak sprawdzał by się przy wyższych temperaturach.

Żeby najlepiej się sprawdzał i żeby w pełni korzystać z właściwości, najlepiej przechowywać go poniżej 16 stopni i zużyć w ciągu 3 miesięcy od daty produkcji.
Kremy są w wersji 30 i 60 ml. (mój był 30 ml.)


Jedyne do czego mogę się przyczepić to brak szpatułki, ja posiadam szklane, czy drewniane szpatułki od innych moich naturalnych cudeniek, ale dla osób które zaczynają dopiero drogę z tego typu kosmetykami na początek szpatułka by się przydała :)

Czuję, że następny będzie krem rozświetlający i anti-aging, żeby porównać je wszystkie. Świetne jest to, że na początek nie musicie kupować pełnowymiarowych produktów, ale np. próbki i przetestować co najlepiej sprawdzi się u Was.

INCI:  Sok z aloesu, woda, organiczne masło shea, organiczny wosk pszczeli, mocznik, organiczne masło kakaowe, peptydy, nierafinowany olej z orzechów baobabu, nierafinowany olej z pestek czereśni, nierafinowany eko olej z jojoba, nierafinowany olej z nasion granatu, organiczny olej z nasion ogórecznika lekarskiego, organiczny olej z dzikiej róży, organiczny olej z nasion słonecznika, puder z liści aloesu, mleczko jedwabne, gliceryna roślinna, ekstrakt z zielonej herbaty z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z morwy indyjskiej z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z liści czerwonego wina z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z wąkroty azjatyckiej z certyfikatem eco-cert, proteiny zbożowe, ekstrakt z korzenia lukrecji gładkiej z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z aceroli, mleczko pszczele, olej z nasion bawełny, mleczko z nasion bawełny, kolagen, elastyna, kwas laktobionowy, betaina, alantoina, witamina B5, witamina B3, witamina A, witamina E, emulgator (Sucrose Stearate), emulgator (Coco Glucoside), roślinna substancja powierzchniowo czynna (Coconut Alcohol), olej z orzecha arachidowego, guma ksantanowa, konserwant naturalny (Benzyl Alcohol) z certyfikatem eco-cert, konserwant (Dehydroacetic Acid) z certyfikatem eco-cert, naturalny olejek eteryczny ze skórki cytryny, naturalny olejek eteryczny z palczatki imbirowej, naturalny substancja zapachowa otrzymywana z olejku kwiatu lipy (Farnezol)


O ile dwa lata temu odkryciem dla mnie była pianka Huangjisoo (nie miała sobie równych), to w zeszłym roku taką niespodziankę zrobiła mi pianka oczyszczająca do twarzy Tulua, a była to piąta marka którą używałam w ciągu 12 miesięcy więc było z czym porównać :)
Skład pianki opiera się głównie na hydrolatach i oleju ze słodkich migdałów.
Pianka nie spływa z dłoni, jest zbita, nie przecieka przez palce, właśnie taką konsystencję lubię najbardziej. Wystarczy naprawdę nie duża ilość, żeby ładnie w moim przypadku konjackiem wymyć twarz.

Na początku używałam jej do drugiego, wieczornego mycia, żeby domyć resztki makijażu i płynu do demakijażu, później wprowadziłam do porannego oczyszczania twarzy.
Zostawia bardzo dobrze, ale delikatnie oczyszczoną twarz skóra jest miękka i delikatna, nie miałam żadnych podrażnień. Czuć taką świeżość na twarzy. Dzięki hydrolatowi z drzewa herbacianego, który bardzo się lubi z moją skórą, ze względu na wyskakujące czasem niespodzianki, ma działanie antybakteryjne, a rumianek złagodzi stany zapalne, dlatego bardzo przyjemnie ukoi skórę.


Zapach dosyć podobny jak w kremie, czyli przebijające się geranium oraz aromat trawy cytrynowej :), tu mnie mają, zdecydowanie jeden z moich ulubionych w kosmetykach czy perfumach.
Ale spokojnie jeśli ktoś nie jest koneserem tego właśnie zapachu, dosyć szybko się utlenia :)

Dla mnie są to bardzo fajne nowości, tym bardziej się cieszę że nasze, rodzime :) Skóra jest w dobrych rękach i daje coś takiego dzięki czemu rano i wieczorem czuję się luksusowo :P
Kosmetyki Tulua zaskakują jakością dobraną do różnych potrzeb, stawiają poprzeczkę bardzo wysoko dla następców, gdy się kończą po prostu się za nimi tęskni.
Firma robi też dobrą robotę dla środowiska, można zwracać puste opakowania, a w nagrodę otrzymujemy rabat na kolejne zakupy... brawo.

Zdecydowanie z chęcią będę wracać!



Copyright © 2019 ecobabka na tropie...