Tulua - kosmetyki z lodówki, moje odkrycie 2019


Kosmetyki z lodówki... zazwyczaj były to u mnie tylko hydrolaty, już kilka firm proponuje nam kosmetyki tworzone na bieżąco, z krótkimi terminami i właśnie do przechowywania w lodówce, co przyznam jest dla mnie bardzo innowacyjnym podejściem. U mnie jest to pierwsze zetknięcie z takimi kosmetykami i jestem zachwycona.
Zawsze myślałam, że tego typu kosmetyki są całkowicie z górnej półki, drogie i nie osiągalne dla przeciętnego człowieka. Nic bardziej mylnego, dlatego jeśli masz ochotę poczytać o kosmetykach "uszytych na miarę" :) i skrojonych do konkretnych potrzeb, zapraszam...



Jak co roku w okresie zimowym goszczą u mnie bardziej bogate, odżywcze kremy, jednak ciężko mi takie dobrać przy mojej mieszanej skórze z problemami w strefie I (niedoskonałości, zaburzenie złuszczania naskórka). Dlatego jak trafiłam na naszą rodzimą markę obiecującą tyle dobrego, chciałam spróbować i zamówiłam sobie od nich jeden z zestawów właśnie z kremem i pianką do twarzy. Krem odżywczy z efektem WOW nie ukrywam uśmiechnęłam się trochę na początku, ale nie było co się zrażać tylko próbować:) 
Mimo, iż krem jest tak bogaty w składniki, to lekki w prowadzeniu gdyż ma postać bardziej musu, ubitej piany, takie wnętrze ptasiego mleczka :P
Wchłania się dobrze, ale zostawia wyczuwalną warstwę nie jakąś bardzo lepką, że się nie odkleicie od poduszki, ale jednak, mi to zupełnie nie przeszkadza, są osoby które tego efektu zupełnie nie tolerują.
Sprawdził się w momentach newralgicznych jak np. po bardzo oczyszczającej maseczkę, podrażnienie schodziło w oczach, ładnie domknął rozszerzone pory.
Moim zdaniem najlepsze efekty są nie tego samego dnia jak się nakłada, ale na drugi dzień.
Wtedy ma czas popracować sobie z naszym naskórkiem w nocy, wszystko sobie przyswoić, co owocuje gładką, nawilżoną skórą, bardzo przyjemną w dotyku.
Krem bardzo dobrze też sobie radzi z odstającymi, suchymi skórkami po jakichś nieprzyjaciołach. Twarz wygląda na wypoczętą, skóra jest wygładzona, bez efektu ściągnięcia.
Przyznam szczerze, że na początku bałam się, że będzie za bogaty i przyciężki dla mojej mieszanej cery. Początkowo nakładałam go tylko na wieczór i to cienką warstwę, gdzieś po tygodniu przekonałam się, że wszystko jest w porządku i zaczęłam nakładać grubszą warstwę na wieczór oraz wprowadziłam go do porannej pielęgnacji co drugi dzień.


Jak się sprawdzał z makijażem?
U mnie w grę wchodzą tylko kosmetyki mineralne do malowania, bo wiem, że nie będzie żadnych niespodzianek, nigdy mnie nie zawiodły.
Ciężko było mi jednak dobrać krem, który dobrze współgra z minerałami, nie waży się, nie robi efektu rozpadającej się twarzy. Tu nie miałam z nim żadnego problemu, ładnie stapiał się z podkładem, zaczynałam się bardziej świecić w mojej strefie I standardowo po kilku godzinach. Nie mam do czego się przyczepić.

A zapach, delikatny, bardzo mój, ziołowy niż kwiatowy, lekko cytrusowy z wyraźnie wyczuwalny geranium.

Nawilżenie jest odczuwalne od razu, wygładzenie i efekt nie powiem liftingujący, ale delikatnie napinający, po 4-5 dniach. Natomiast tak naprawdę pełne spektrum działania można zaobserwować po min. 4-5 tygodniach regularnego używania, żeby rzeczywiście stwierdzić czy jest dla nas. Pozwala to dokładnie zaobserwować co się dzieję z twarzą i jak ona reaguje w czasie trwania naszego miesięcznego cyklu, w ciągu 2 tygodni nie jesteśmy w stanie tego zaobserwować.


Co mogę powiedzieć to rzeczywiście kosmetyki "szyte na miarę" przynajmniej mam takie wrażenie przy tym kremie. Raczej dedykowany do skóry suchej czy mieszanej, wydaje mi się, że przy tłustej może za bardzo obciążać.
Dodatkowo trafił do mnie w idealnym czasie zimowym, zdecydowanie jest odżywczy, ale bez obciążenia. Jestem bardzo ciekawa jak sprawdzał by się przy wyższych temperaturach.

Żeby najlepiej się sprawdzał i żeby w pełni korzystać z właściwości, najlepiej przechowywać go poniżej 16 stopni i zużyć w ciągu 3 miesięcy od daty produkcji.
Kremy są w wersji 30 i 60 ml. (mój był 30 ml.)


Jedyne do czego mogę się przyczepić to brak szpatułki, ja posiadam szklane, czy drewniane szpatułki od innych moich naturalnych cudeniek, ale dla osób które zaczynają dopiero drogę z tego typu kosmetykami na początek szpatułka by się przydała :)

Czuję, że następny będzie krem rozświetlający i anti-aging, żeby porównać je wszystkie. Świetne jest to, że na początek nie musicie kupować pełnowymiarowych produktów, ale np. próbki i przetestować co najlepiej sprawdzi się u Was.

INCI:  Sok z aloesu, woda, organiczne masło shea, organiczny wosk pszczeli, mocznik, organiczne masło kakaowe, peptydy, nierafinowany olej z orzechów baobabu, nierafinowany olej z pestek czereśni, nierafinowany eko olej z jojoba, nierafinowany olej z nasion granatu, organiczny olej z nasion ogórecznika lekarskiego, organiczny olej z dzikiej róży, organiczny olej z nasion słonecznika, puder z liści aloesu, mleczko jedwabne, gliceryna roślinna, ekstrakt z zielonej herbaty z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z morwy indyjskiej z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z liści czerwonego wina z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z wąkroty azjatyckiej z certyfikatem eco-cert, proteiny zbożowe, ekstrakt z korzenia lukrecji gładkiej z certyfikatem eco-cert, ekstrakt z aceroli, mleczko pszczele, olej z nasion bawełny, mleczko z nasion bawełny, kolagen, elastyna, kwas laktobionowy, betaina, alantoina, witamina B5, witamina B3, witamina A, witamina E, emulgator (Sucrose Stearate), emulgator (Coco Glucoside), roślinna substancja powierzchniowo czynna (Coconut Alcohol), olej z orzecha arachidowego, guma ksantanowa, konserwant naturalny (Benzyl Alcohol) z certyfikatem eco-cert, konserwant (Dehydroacetic Acid) z certyfikatem eco-cert, naturalny olejek eteryczny ze skórki cytryny, naturalny olejek eteryczny z palczatki imbirowej, naturalny substancja zapachowa otrzymywana z olejku kwiatu lipy (Farnezol)


O ile dwa lata temu odkryciem dla mnie była pianka Huangjisoo (nie miała sobie równych), to w zeszłym roku taką niespodziankę zrobiła mi pianka oczyszczająca do twarzy Tulua, a była to piąta marka którą używałam w ciągu 12 miesięcy więc było z czym porównać :)
Skład pianki opiera się głównie na hydrolatach i oleju ze słodkich migdałów.
Pianka nie spływa z dłoni, jest zbita, nie przecieka przez palce, właśnie taką konsystencję lubię najbardziej. Wystarczy naprawdę nie duża ilość, żeby ładnie w moim przypadku konjackiem wymyć twarz.

Na początku używałam jej do drugiego, wieczornego mycia, żeby domyć resztki makijażu i płynu do demakijażu, później wprowadziłam do porannego oczyszczania twarzy.
Zostawia bardzo dobrze, ale delikatnie oczyszczoną twarz skóra jest miękka i delikatna, nie miałam żadnych podrażnień. Czuć taką świeżość na twarzy. Dzięki hydrolatowi z drzewa herbacianego, który bardzo się lubi z moją skórą, ze względu na wyskakujące czasem niespodzianki, ma działanie antybakteryjne, a rumianek złagodzi stany zapalne, dlatego bardzo przyjemnie ukoi skórę.


Zapach dosyć podobny jak w kremie, czyli przebijające się geranium oraz aromat trawy cytrynowej :), tu mnie mają, zdecydowanie jeden z moich ulubionych w kosmetykach czy perfumach.
Ale spokojnie jeśli ktoś nie jest koneserem tego właśnie zapachu, dosyć szybko się utlenia :)

Dla mnie są to bardzo fajne nowości, tym bardziej się cieszę że nasze, rodzime :) Skóra jest w dobrych rękach i daje coś takiego dzięki czemu rano i wieczorem czuję się luksusowo :P
Kosmetyki Tulua zaskakują jakością dobraną do różnych potrzeb, stawiają poprzeczkę bardzo wysoko dla następców, gdy się kończą po prostu się za nimi tęskni.
Firma robi też dobrą robotę dla środowiska, można zwracać puste opakowania, a w nagrodę otrzymujemy rabat na kolejne zakupy... brawo.

Zdecydowanie z chęcią będę wracać!



Copyright © 2019 ecobabka na tropie...