Oryginalne kosmetyki z Polski Plantea Natural Cosmetics


Z właścicielką marki Plantea Patrycją Korzec, miałam przyjemność poznać się osobiście na zeszłorocznych Ekocudach. O kosmetykach tej prężnie rozwijającej się manufaktury usłyszałam kilka miesięcy wcześniej i wiedziałam co będę chciała wypróbować :) Oprócz bardzo miłej rozmowy dostałam wiele merytorycznych informacji od osoby, od której bije pasja i radość z tego co robi.
I tak zostało do dzisiaj zawsze spotykamy się na warszawskich targach, nawet jak nic nie potrzebuję bo mam zapas kosmetyków to chociaż żeby się przywitać i zobaczyć co nowego...



Zacznijmy od kremowego żelu do mycia twarzy, nie dziwię się że to tutaj cudo jest bestsellerem biorąc pod uwagę działanie, skład no i oczywiście niesamowity zapach (kto próbował ten wie o czym mówię:) ) Ale konkrety, konkrety!

Jak działa:
Pierwsze co, jak rozcieramy w dłoniach i nakładamy na twarz (w porywach jedną pompkę, jest bardzo wydajny) czuć obłędny zapach, wiem nie samym zapachem człowiek żyje, ale nie sposób nie wspomnieć o tym cytrusowym, trochę mango trochę pomarańczowym niuchu :)
Jak wiecie nie jestem zwolenniczką zmywania makijażu i oczyszczania twarzy olejami (OCM), nie znoszę cieknącego do łokci oleju, ale tutaj jest zupełnie coś innego, świetna alternatywa. Konsystencja jest żelowa-kremowa, bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy. Po dokładnym wymasowaniu całej twarzy (tak zmywam również oczy, i nie ma żadnych podrażnień, a dokładnie usuwa tusz) zmywam wszystko letnią wodą.
Usuwa cały makijaż bez uczucia ściągnięcia i zostawia bardzo przyjemną, aksamitną skórę bez tłustego filmu, nie podrażnia, nie ma mowy o przesuszeniu.
Jednym słowem sprawdza się i z całą pewnością będę do niego wracać.

Jeśli chodzi o składniki które robią super robotę, to znajdziecie tu estry cukru, olej ryżowy, szafranowy, bawełniany czy brzoskwiniowy (dokładny skład poniżej)

INCI: (skład ze starym zapachem)
carthamus tinctorius seed oil, gossypium herbaceum seed oil, oryza sativa bran oil, prunus persica kernel oil, glycerin, caprylic/capric triglycerides, coco glucoside, glyceryl oleate, sucrose stearate, aqua, sucrose laurate, aroma, benzyl alcohol, tocopherols, helianthus annuus seed oil, dehydroacetic acid, benzoic acid, sorbic acid



Galaretka do twarzy i ciała co to jest za ciekawy kosmetyk w połączeniu z serum zamienia się w krem! Zdziwieni? Ja też byłam :) i od czasu próbki którą dostałam na Ekocudach wiedziałam, że będzie trzeba zainwestować w pełnowymiarowe opakowanie.

Jak działa?
Nie miałam kosmetyku w takiej formie, nie wiem czy nazwałabym go standardową galaretką, jest taki żelowo - olejowy.
Zapach galaretki, tak jak żelu jest wręcz niemoralnie - niewiarygodny, może być używana do twarzy ale i ciała np. do masażu.
Ja używam jej głównie jako kremu do twarzy, kosmetyk po zmieszaniu z moim dowolnym serum zmienia się właśnie w krem. Trzeba sobie pokombinować dobrze z proporcjami i wyczuć kosmetyk, żeby nie było tłustego filmu, z doświadczenia wiem, że ze względu na konsystencję i zapach chce się go nakładać łyżkami, ale nie tędy droga wystarczy naprawdę mała ilość.
Super sprawdza się po zmieszaniu z żelem aloesowym przy masażu twarzy, nic się nie gryzie :)

Za każdym razem jak galaretka pojawiała się w moich rutynach na IG było sporo pytań, mówiłyście że głównym waszym problemem jest dobranie ilości, nie dziwie się ja dobrałam sobie odpowiednią ilość po ok 2 tygodniach prób. Zawsze było to samo za dużo nakładałam.
U mnie najlepiej się sprawdza ilość powiedzmy wielkości ziarna kukurydzy, większa ilość zawsze miała problem z wchłonięciem praktycznie zawsze wieszam z serum jakie aktualnie mam na stanie. Mam cerę mieszaną, czasem problematyczną, nie wiem jak jest przy cerze tłustej prawdopodobnie nawet taka ilość jest za duża, dlatego trzeba próbować nie zrażać się po pierwszych próbach bo efekty są naprawdę świetne.
Skóra jest miękka, wygładzona, bardzo nawilżona, produkt świetnie sprawdza się w codziennych rutynach, idealnie dopełnia.

Jednak jeśli nadal macie problemy z proporcjami zachęcam do zajrzenia na stronę Plantea gdzie przy produktach są filmiki instruktażowe rozwiewające wątpliwości :)

INCI: (skład ze starym zapachem)
carthamus tinctorius seed oil, gossypium herbaceum seed oil, oryza sativa bran oil, prunus persica kernel oil, glycerin, caprylic/capric triglycerides, sucrose stearate, aqua, sucrose laurate, aroma, benzyl alcohol, tocopherols, helianthus annuus seed oil, dehydroacetic acid, benzoic acid, sorbic acid


Na targach Jestem Slow kiedy spotkałyśmy się z Patrycją, tym razem dostałam do przetestowania śliwkowe masełko do ust (dla mnie to raczej marcepan, ale kłócić się nie będę :)) bardzo podobało mi się jego działanie usta są gładkie, nawilżone, bez warstwy co się raczej rzadko zdarza. Tak więc już wiem, które produkty znajdą się w moim posiadaniu, ponieważ jakiś czas temu pojawiło się najnowsze dziecko Plantea :) (miałam takie zapasy kremów, że na ostatnich Ekocudach tylko się nim wymaziałam, robi wrażenie) krem Microbiota z pro- i prebiotykami, już przebieram nóżką.

Przekonani? Zachęceni? Mam nadzieję że tak :)

Copyright © 2019 ecobabka na tropie...