Mineralny krem z filtrem Sun Shield SPF 50 Plantea

W przyszłym tygodniu zaczyna nam się astronomiczna jesień to już chyba czas na podsumowanie letniej kosmetyczki, chociaż wiem, że akurat ten kosmetyk będzie u mnie gościł nie tylko w sezonie letnim.


Mowa o mineralnym kremie przeciwsłonecznym Sun Shield SPF50 od Plantea, który jest również wodoodporny :)
Krem jest w wygodnym opakowaniu typu airless, co bardzo lubię, ułatwiającym zadbanie o jego higienę. Sam kosmetyk jest z gatunku konkretnych, przy aplikacji na skórze widzimy (zdjęcia) gęstą, bogatą formułę, co jednak zmienia się w momencie rozprowadzania na skórze.
Zapachem bardzo przypomina mi krem Microbiota (recenzja kilka postów wcześniej) delikatny, kremowy, ledwo wyczuwalny.

Nie miałam jakiegoś większego problemu z równomiernym rozprowadzeniem produktu na ciele, rozprowadzał się całkiem szybko i bardzo przyjemnie, skóra dość szybko go wchłonęła. Nigdzie się nie kleił, została taka jakby delikatna warstewka na skórze, raczej otulająca niż tłusta, nie zostawiał śladów na ubraniu. 

I chyba najciekawsze ponieważ obietnica niebielenia została spełniona co myślę jest dość istotne, że nic nie osadza się na włoskach czy w zgięciach rąk/kolan itp.

Jeśli chodzi o twarz jest trochę inaczej, ze względu na to, że jest to treściwa emulsja trzeba z nią popracować :) Nakładałam  pod niego krem nawilżający czekałam ok.5 min i nakładam filtr.
Tak jak pisałam wyżej bezpośrednio po aplikacji, czuć powłokę jest taki jakby barierowy i otulający, ale w żadnym wypadku nie jest tłusty. U mnie sprawdza się jedna pompka i ciut, nie są to wzorcowe dwa palce (ilość kremu nałożona na długość dwóch palców u dłoni), nie ważę i mierzę go jak w aptece, taka ilość jest dla mnie zupełnie wystarczająca.
Po rozprowadzeniu na twarzy zostawia ją błyszczącą - przy skórze mieszanej, nie wchłonie się do matu, ale nie mam poczucia dyskomfortu (na ciele wydawał mi się bardziej matowy).
Jako baza pod makijaż mineralny sprawdza się bardzo dobrze, po ok 10-15 min. od aplikacji kremu mogłam nakładać makijaż (u mnie głównie sypkie minerały), kluczem jest delikatna aplikacja, żeby nie poprzesuwać wszystkiego.


Na dłuższą metę po paru miesiącach skóra nie wygląda na obciążoną, nie zauważyłam ze krem mnie zapychał, a sama skóra jest przyjemna w dotyku i taka wypielęgnowana :) 
Za cudowny efekt niebielenia odpowiada oczywiście dyspersja tlenku cynku, która również chroni przed promieniowaniem UVA/UVB. Do tego mamy jeszcze dysmutazę ponadtlenkową odpowiadającą za zwiększone działanie ochronne kosmetyków przeciwsłonecznych, ogranicza szkodliwe działanie wolnych rodników i redukuje rumień wywołany promieniowaniem UV. Ciekłokrystaliczny emulgator strukturą przypominający warstwę rogową naskórka, przez co zwiększa potencjał nawilżenia. 
Ekstrakt z zielonej herbaty działający łagodząco i przeciwzapalnie, a także izomerat sacharydowy dający komfort i długotrwałe nawilżenie, wzmacniający barierę ochronną skóry (dokładny skład niżej).

Muszę jeszcze wspomnieć, że jest to pierwszy krem z filtrem, po który tak ochoczo sięgał Robert i po aplikacji nie wyglądał jak Yeti :)

INCI: Zinc Oxide, Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Polyhydroxystearic Acid, Isoamyl Laurate, Shea Butter Ethyl Esters, Isostearic Acid, Lecithin, Polyglyceryl-3 Polyricinoleate, Olive Oil Polyglyceryl-6 Esters, Distarch Phosphate, Propanediol, Polyglyceryl-6 Pentaoleate, Maltooligosyl Glucoside, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Magnesium Sulfate, Isoamyl Cocoate, Glyceryl Rosinate, Ricinus Communis Seed Oil, Saccharide Isomerate, Tocopherols, Arginine, Superoxide Dismutase, Helianthus Annus Seed Oil, Glycerin, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Benzoic Acid, Camellia Sinensis Leaf Extract, Glyceryl Oleate, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Sorbic Acid, Citric Acid, Sodium Citrate, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate

Bardzo dziękuję Patrycji i ekipie za możliwość przetestowania kremu, gratuluję kolejnego dobrego kosmetyku, który jak widzę podbił nie tylko moje serce :) Ja zaopatrzyłam się w kolejne opakowanie, które też już kończę i wiem, że będą kolejne...

Copyright © 2019 ecobabka na tropie...